Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
–Mójmążzwiązanybyłzwielomainstytucjamidobroczynnymi
–zaczęławdowa.–Czyniemylęsię,sądząc,żebyłteżjednym
zczłonkówzarząduszpitalawBethlehem?
Usłyszawszynazwęsłynnegozakładudlaobłąkanych–znanego
powszechnieprzezlondyńczykówjako„Bedlam”–radcaprawny
gwałtowniedrgnąłiwymieniłspojrzeniazkierownikiembiura.
PanHartreyzwyraźnymociąganiemodpowiedział:
–Niemylisiępani,madame–poczymzamilkł.
Odważniejszyodniegoradcaprawnydorzuciłodsiebiekilkasłów
przestrogi.
–Pozwolęsobiezasugerować,żewspółpracyświętejpamięcipana
Wagnerazeszpitalemtowarzyszyłypewnenieprzyjemneokoliczności,
wktórelepiejbyłobysięniezagłębiać–rzekł.–PanHartrey
potwierdzi,żezgłoszonyprzezpanaWagnerapomysłzreformowania
metodleczeniatamtejszychpacjentów…
–Byłpomysłemmiłosiernegoczłowieka–wtrąciłaciotka
–brzydzącegosięwszelkimiformamiokrucieństwaiuważającego
torturyzadawanechorymnaumyślenieszczęśnikomprzypomocybata
iłańcuchówzagwałtnaczłowieczeństwie.Całkowiciesięznim
zgadzałam.Ichociażjestemtylkokobietą,niepozwolę,bysprawa
upadła.Wnajbliższyponiedziałekranowybieramsiędotegoszpitala
ichciałamdzisiajpoprosić,żebydotrzymałmipantowarzystwa.
–Wjakimcharakterzemiałbymzaszczytpanitowarzyszyć?
–zapytałradcaprawnynajchłodniej,jaktylkoumiał.
–Wcharakterzezawodowym–odparłaciotka.–Niewykluczone,
żeprzedstawięzarządowipewnąpropozycjęiżebyzrobić