Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział5
Naczelnikwłasnoręcznieotworzyłdrzwiceli.
Znaleźliśmysięwwąskim,strzelistympomieszczeniuwięziennym
przypominającymwnętrzewieży.Pojednejstronie,wysoko,
wponurym,kamiennymmurze,widniałzakratowanyotwór,przez
któryprzenikałodośrodkapowietrzeiświatłodnia.Wariat,którego
spotkało„niebywałeszczęście”,jaktookreśliłnaczelnik,siedział
napodłodzepośródwiązeksłomywjednymzkątówceli.Promienie
słońcapadałyukośniezowegowysokiegooknanajego
przedwcześnieposiwiałewłosy,wydobywajączpółmrokuosobliwą,
żółtawąbladośćtwarzyimłodzieńcząsymetrięzwinnych,zajętych
pracądłoni.Ciężkiłańcuch,którymprzykutogodościany,byłnie
tylkookręconywokółtaliiwięźniapętałmutakżenogimiędzy
kolanemikostką.Jegodługość,jakobliczyłemwduchu,umożliwiała
wykonaniekilkuniezgrabnychruchówwpromieniupięciulubsześciu
stóp.Nadjegogłowąwisiałgotowydoużyciawraziekonieczności
krótszyłańcuchprzeznaczonynajprawdopodobniejdokrępowania
rąkwnadgarstkach.Oilepozycja,wktórejsiedział,nietworzyła
złudnegowrażenia,wydawałsiębyćniewielkiegowzrostu.Podarte
odzienieledwozakrywałowychudłeciało.Wminionych,
pomyślniejszychczasachmusiałbyćzgrabnym,małymczłowieczkiem;
jegostopyikostkicechowałysięsamąkształtnądelikatnością
coręce.Byłtakpochłoniętyswoimzajęciem,żenajwyraźniejnie
usłyszałodgłosówrozmowyprowadzonejpodcelą.Podniósłwzrok
dopiero,kiedyasystent(którynaznaknaczelnikawszedłzanami
dośrodka)zamknąłzasobązłoskotemdrzwi.
Zobaczyliśmyterazjegoduże,brązoweoczyoapatycznym,
cierpliwymwyrazie,ostrekonturywymizerowanegoobliczainerwowy