Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁCZWARTY
Spóźniliśmysię.Popołudniebyłoszare,padałdeszcz
iwiałwiatr,naulicachbyłopełnobłota.Otejporze
naStGeorge’sCircuspanowałtłok.Szef,którymiał
zaciasnebuty,podskakiwałmiędzykałużami,
pochrząkująciwzdychając.Butybyłyużywane,kupił
jetanioodpewnejpraczkiijużnastępnegodnia
narzekał,żezamałenajegoopuchniętestopy.
Praczkaniechciałaprzyjąćzwrotu,więczoszczędności
postanowiłjenosić,dopókisięnierozpadnąalbostracą
podeszwę,aletrwałotodłużej,niżmiałnadzieję.Kiedy
wkońcudotarliśmydokościoła,Marthajużnanas
czekałaowiniętawczarnąpelerynęzkapturem.
Opierałasięokościelneogrodzenietużzabramą
ipatrzyławgłąbulicy.Widaćponiejbyło,żesię
niecierpliwi,więcszefścisnąłmniezaramię
iprzyśpieszyłkroku.Przedjednązpobliskich
garkuchnizebrałsiętłumklientów.Kiedy
przeciskaliśmysięmiędzynimi,wyprzedziłnasjakiś
niewysokijegomość,którypędziłprzedsiebie
wkapeluszuzsuniętymnatyłgłowy,łopocząc
nawietrzepołamistaregozimowegopłaszcza.
Szefzakląłzgniewem,kiedywęglarzzrzuciłzwozu
nachodniktużprzednamiworekzwęglem.Nagle,
gdzieśnaprzedzie,usłyszeliśmydziwnypisk.Kobieta
zdzieckiemnaręku,którastałaprzywejściu
dokościoła,rozglądałasięgorączkowowokół,aniski
mężczyzna,którynaswcześniejminął,biegłszybko
wkierunkurzeki.