Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
LondynPołudniowy,1895
Wiedziałemodrazu,jaktylkoprzyszedłemzsamego
rana,żeszefmazłydzień.Twarzsina,oczy
podkrążone,awłosy,czyraczejichnędzneresztki
egzystującenapoznaczonejbliznamiłysejgłowie,
zjednejstronysterczałyzatkniętezauchem,zdrugiej
leżałygładkoprzylizane.Niemaco,wyglądałźle.
Zatrzymałemsięprzydrzwiachnawypadek,gdyby
znowupróbowałrzucićwemnieczajnikiem.Nawetztej
odległościczućbyłojegonieświeżyoddech
przetrawionywczorajszymdżinem.
SakramenckiSherlockHolmes!ryknął,waląc
pięściąwstół.Wszyscynaokołogadajątylkootym
szarlatanie!
Tak,rozumiem,sirzgodziłemsiępotulnie.
Uważnieśledziłemgwałtowneruchyjegorąk,
świadomy,żewkażdejchwilimożechwycićkubek,
pióroalbokawałekwęgla,żebywemniecisnąć.
Mówięci,Barnett,gdybyśmymielitewszystkie
sprawycoon,jużdawnobyśmymieszkaliwdzielnicy
Belgravia,jakwszystkietetuzy.Jegotwarztak
munabrzmiała,jakbymiałzachwilęeksplodować.
Ikażdyznasbywynajmownasteapartament
wSavoyu.
Kompletniewyczerpanyopadłnafotel,
ajazauważyłemprzyczynęjegowzburzenia.Nastole
leżałmagazyn
Strand
otwartynastronieopisującej
jednązostatnichprzygóddoktoraWatsona.Wobawie,