Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIĄTY
NaGreatDoverStreetbyliśmypóźnymwieczorem.
Wewszystkichwitrynachsklepów–zkapeluszami,
ubraniamiibutami–paliłysięjużświatła.Pachniało
palonąkawą,bonadrugimkońcuulicystanął
właścicielulicznejmaszynydomieleniakawy.Byłotam
tylkojednostudiofotograficzne,którenazywałosię
Fontaine.Zakontuaremstałdługowłosymężczyzna
wzielonejaksamitnejmarynarceimontowałramę
dofotografii.Wręcetrzymałmałymłotek,awustach
gwoździe.
–Kłaniamsiępanom–przywitałnasznieszczerym
uśmiechem.–Czymmogępanomsłużyć?Czychcieliby
panowiezamówićportret?
–SzukamypannyCousture–odparłszef,
przyglądającsięfotografiomwiszącymnaścianach.
–Czyjązastaliśmy?
–Jestzajęta–odparł,niedbaleodgarniając
opadającenakołnierzwłosy.–Jestemwłaścicielem
zakładu.NazywamsięFontaine.Czychcąpanowie
zamówićportret?
–Czytopanrobiłtezdjęcia?–zapytałszef,
wskazującnawiszącenaścianachfotografie.
–Sąnaprawdęświetne.
–Tak,towszystkomojedzieło.Mógłbympanom
zrobićpięknyportret,jeśliwolnomitakpowiedzieć.
Naprzykładpanmawspaniałyprofil.
–Naprawdę?–ucieszyłsięszef,wypinającpierś.
Przygładziłwłosyidodał:–Oddawnamyślałemotym,