Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Bat.
–Oddamcigowzamianzakonia.
–Batzakonia?–Woźnicasplunął.
–Plusto,comamwkieszeni.
–Możemaszwniejpusto.Pokaż.
Archerprzezornieutrzymywałbezpiecznąodległość
odwoźnicy.Wświetleulicznejlatarnibłysnąłzłotym
spinaczemdobanknotów.Końtrącałgołbem
włopatkę,jakbyzachęcałdodziałania.
–Touczciwaoferta.Możesznabyćdwakoniezato,
cotumam.–Archerniepotochciałwykupićkonia,
żebyjegookrutnylospodzieliłoinnezwierzę.
Ponowniepomachałzwitkiembanknotów.Słyszał
odgłosnadjeżdżającegopowozu,prawdopodobnietego,
którymiałzawieźćjegoiNolanadodoków.Czasnaglił.
–Batipieniądzezakonia.Nadczymtusię
zastanawiać?
–Niechbędzie–odparłopryskliwiewoźnicaiszybko
wyjąłpieniądzezdłoniArchera.–Jesttwój.–Wskazał
głowąkoniaidorzucił:–Wyprzęgnijgosobie.
Archerzrobiłtobezzwłoki.Dobrze,żeuratował
maltretowanebiednezwierzę,alecoteraz?Powóz,
którynadjechał,rzeczywiścieokazałsiętym,który
wcześniejzamówili.Miałniewięcejniżdziesięćminut,
bypodjąćdecyzję.Chwyciłzawędzidło,aby
zaprowadzićkoniadohotelowejstajni.Podrodze
zajrzałprzezdługiefrontoweoknadośrodkahotelu.
Sytuacjaniewyglądaładobrze.Nolanijegopartnerzy
odkartwstaliodstolika.Jedenznichgestykulował
zożywieniem,wskazującnależącenazielonymsuknie
kartyipieniądze.Archerpomyślał,żegruboprzesadził,