Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Podpalaczuciekł,zanimwniebouniosłysiępierwsze
smugidymu.Ulicebyłypuste.Zbudynkusądu
rozlewasiępomarańczowapoświata,zasłaba,
byprzyćmićblaskksiężycaczyneonowereklamypiwa
nadzajazdempodrugiejstronie.
Dymgęstniałszybko.Kłębiłsię,tworzącczarne
chmury.Ajednakkiedyulicąprzejeżdżałsamochód,
kierowcatylkoprzyspieszył.
Niedługopotembuchnęłyzdachupomarańczowe
płomienie.Ogieńoślepiał,więcokoniebyłobywstanie
odróżnićciemnejszarościodczerninieba.Ludzie
pojawilisięakuratwchwili,kiedyzbudynkuzaczęły
wypadaćokna.Pękałyjednepodrugim.Trzaskszkła
brzmiałjakseriawystrzałów.Zziejącychoczodołów
okienbuchnęłynazewnątrzjaskrawepłomienie,
oświetlająctwarzegapiów.
Rozbrzmiałysyreny,którychniktnieusłyszał.Pożar
zagłuszyłwszystkieinnedźwięki.Pomrukiognia
przypominałyostrzegawczedźwiękidobiegające
zgardłalwa.Zpubuwybiegłydwiedziewczyny.
Spóźniłysnaprzedstawienie.Jednazaczęła
rozpytywaćgapiów,czyktośjestwbudynku,czyktoś
coświdział.Drugazastygławbezruchuizasłoniła
dłoniąusta.
Kiedypojawilisięstrażacy,ulicawyglądałajak
zadnia.Tłumsięcofnął.Stojącynajbliżejbylimokrzy
odpotu.Wszyscymielizałzawioneoczy.Może
odgryzącegodymu,amożedlatego,żewieśćjużsię