Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
3marca1816roku,portlondyński
–Jestszaro,takjakwszyscyobiecywali.–Oparty
orelingstatkuAsheHerriardlekkozmrużonymi
oczymawpatrywałsięwszerokorozlaneprzednim
wodyTamizy.Roiłosięnanichodróżnegorodzaju
statków–począwszyodmałychskifówiłodzi
wiosłowychdotakich,przyktórychnawetich
czteromasztowiecKompaniiWschodnioindyjskiej
wydawałsięskromnychrozmiarów.–Nigdynie
przypuszczałem,żemożeistniećtyleodcieniszarości…
Orazbrązu,beżuizieleni.Aleprzedewszystkim
tawszechobecnaszarość…
Byłprzekonany,żeznienawidziLondyn,żewyda
musięobcy.Miastojednakzrobiłonanimwrażenie
starego,zamożnegoidziwnieswojskiego.
–Aleprzynajmniejniepada,apaniMackenzie
mówiła,żewAngliibezprzerwyleje.–ObokAshe’a
stanęłaSara,otulonawciepłypłaszcz.
–TomiprzypominaGardenReachwKalkucie,tyle
żejesttuznaczniewiększyruch,noijestdużozimniej.
–O,mająnawetfort.Widzisz?
–ToTower.–Asheuśmiechnąłsię,niechcączarazić
siostryswoimkiepskimnastrojem.–Widzisz,czytanie
sięczasemprzydaje.
–Jestempodwrażeniem,kochanybraciszku
–zgodziłasięSarazlekkimbłyskiemwoku,który
jednakszybkozgasł,kiedypodążyławzrokiemdalej