Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Początkoweminutyrozmowywielemionimpowiedziały.Mech
byłgawędziarzem.Typemczłowieka,któryposzukujeosóblubiących
słuchaćrozbudowanychhistorii.Topierwszazcechniepasujących
doniedźwiedziowategowyglądu.Zastanawiałemsię,jakmogła
wyglądaćjegodroganatostanowisko.Informacjezawartenaszkolnej
stronieinternetowejbyłybardzoskąpe.Dowiedziałemsięznich
właściwietylkotyle,żemapięćdziesiątsiedemlatiodczternastu
rządzitutejsząszkołą.
Kiedyskończyłrozprawiaćozaletachprowadzonejprzezsiebie
placówki,rozmowazeszłanatematmojegozakwaterowania.
–BędziesiępanuuZosidobrzemieszkało–zawyrokował.
–Tolegendanaszejszkoły.Złotyczłowiek.Zadomowiłsięjużpan?
–Tak–odparłem.–Pokójjestbardzoprzytulny.Pięknaokolica,
noibędęmiałbliskodopracy.
Naglewgabineciezawibrowałciepłygłos:
–Dyrektorze,przyszłapaniJuraszek.–Niewiedziećkiedy
sekretarkauchyliładrzwi,wciskającdogabinetugłowę,zupełniejakby
jakaśmagicznamocuniemożliwiałajejpokazaniecałejsylwetki.
TwarzMecharozpromieniłasię.
–Świetnie,proszę,niechwejdzie.
Gdyprógpomieszczeniaprzestąpiłaodzianawobcisłedżinsy
ślicznablondynka,zrozumiałem,skądnagłeognikipodniecenia
woczachstatecznegowydawałobysięMecha.Dziewczynapodeszła
dobiurkaizszerokimuśmiechempodałamężczyźnierękę.
–Dzieńdobry–przywitałasię.
Mechwstał,couwidoczniłokomicznądysproporcjępomiędzy
nimi.Dziewczynasięgałamudoramienia.Niezważającnato,
dyrektorszarmanckomusnąłustamiwyciągniętąkusobiedłoń,
izwróciłsięwmojąstronę.
–PaniAndżelikabędzieuczyćwnaszejszkolejęzykaangielskiego
–rzekłzdumą.
Terazjastałemsiębeneficjentemsłodkiegouśmiechu.Młoda