Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jakterazzżoną.Annaokazałasięniesamowitąosobą
iprzyznaję,czułemtrochęzazdrośćoto,żeAshton
poznałjąprzedemną.Byłapiękna,mądraiwesoła
–miaławszystko,cochciałbymznaleźćktóregośdnia
wswojejdziewczynie.
Przezresztęodprawyprawieniemogłemsięskupić.
Marzyłemjedynieotym,żebypojechaćdoszpitala
ipoznaćnowegoczłonkarodzinyTaylorów.Kiedy
wreszcieodprawasięskończyła,wmieszałemsięmiędzy
kumplizdrużynywnadziei,żeudamisięwyjśćzsali,
zanimkapitanEldermniezauważyiwyśledopracy
warchiwumzato,żemuprzerwałem.Wyszedłem
zbudynkuizadzwoniłemdoszpitala,żebyspytać
ogodzinyodwiedzinnaoddzialepołożniczym.Cholera,
dopieroodwpółdoósmej.Musiałemzaczekaćkilka
godzin.Todawałomidośćczasunakupienieprezentu
dladziecka.
Wchwiligdyprzeszedłemprzezdrzwi,wiedziałem,
żetoniemojabajka.Dwadzieściapięćlatżycianie
przygotowałomniedowizytywsklepiezartykułamidla
niemowląt.Otaczałymniewszelkiegorodzajuakcesoria
dziecięce:śpioszki,pajacyki,normalniewyglądające
ubranka,śliniaki,kocykiNiemiałempojęcia,cokupić.
Pobezradnymrozglądaniusięprzezkilkaminut,
spostrzegłemprzyladziemłodąładnąsprzedawczynię
ojasnychwłosach.
Podszedłemdoniejzuśmiechemłowcyipochyliłem
sięnadkontuarem.
–Przepraszam,czymogłabyśmipomóc?Wzamian
chciałbymcięzaprosićnakolację.–Uśmiechnąłemsię
ironicznie,gdynajejtwarzypojawiłsięniewielki