Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Wpokojuhotelowymjestnieznośniezimno.Napłytachkamiennej
podłogiciemniejąplamywilgoci.Lampabezabażuruświeci
jaskrawym,nieprzyjemnymświatłem,apokorytarzachisąsiednich
pustychnumerachobokchodząjakieśtrzaskiigwizdy.Tłumaczę
sobie,żetohadżadż1tarmosicałymdomem,mimotowrażenieniejest
najprzyjemniejsze,tymbardziejżetajemniczyidystyngowany
gospodarzhotelu„Zenobia”,Abdar-RahmenTarif,pogasiłświatła
wholuigdzieśsięzaszył.Pewnośpi.Wdużym,wyludnionym
budynkuczuwamwśrodkunocyzupełniesama.Nieprzyjemneuczucie
potęgujeświadomość,żehotel„Zenobia”stoinapustkowiu,zdala
odosiedliludzkich.OtaczajągozewsządruinystarożytnejPalmyry,
wśródktórychwałęsasięteraztylkowiatr.
Zakażdymmocniejszympowiewemczerwonaweokiennice
wmoichoknachkolebiąsięitrzaskają.Niemogęichumocować,gdyż
haczykialbopołamane,albopoobrywane.Jesttojedenzlicznych
sygnałów,żehotel„Zenobia”chylisiękuupadkowi.
Gdybyjednakbyłnawetowielebardziejzaniedbanyiopuszczony,
nieżałowałabym,żesięwnimzatrzymałam.Niewygodnełóżko,stale
cieknąceicuchnącewilgotnymżelazemkranywłazience,zimno,
zapachDDTwpokojuiskrzypiąceokiennicewynagradzaniezwykły
widokprzedoknami.Okażdejporzednialubnocywabiokocoraz
toinnymibarwamiiniepodobnymdoniczegoswoistymnastrojem.
Gdywychylamsięprzezokno,mamprzedsobąbezludnąicichą
dolinęwbitąklinemmiędzydwałańcuchygórskie.Jejpiaszczystedno,
zktóregosterczągdzieniegdziesamotnekolumnyzrujnowanego
miasta,wyglądawświetleksiężycajakpokryteśniegiem.
Nawschodnimkrańcudoliny,naniewielkimwzgórzu,ciemniejąmury
świątynibogaBela,częściowozamienionewarabskibastion.