Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ościanę.
Przeżyłem,więcodszedłodnaswśnieżnobiałych
sztylpach,zkapeluszemprzekrzywionymchwacko
nabakier.
Nadeszłasrogazima.Mamapakowaładotorby
prostownicęigrzebieniedorozczesywaniawłosów,
opatulałamniestaranniekocykamiiwyruszała
wzmarznięte,nieprzyjaznemiasto.Ztorbąwjednej,
zemnąwdrugiejręcechodziłaoddomudodomu,
dzwoniącdodrzwi.
Zasuwałagadkęwstylu:
–Panipozwoli,żezrobiępanipiękneloki.Zajedyne
pięćdziesiątcentówpaniwłosybędąlśnićjakzłoto.
Wtympunkcieprzemowyodsuwałakocyk,odsłaniając
mojątwarzyczkęzwielkimioczyskami.Widokten,
wtemperaturachponiżejzera,działałcuda.Mieliśmy
zacożyć.
Tamtejwiosnyznowymiprzyjaciółmimamy
wyjechaliśmyzChicagodoIndianapolis,gdzie
mieszkaliśmydo1924roku,kiedytopożarspaliłpralnię,
doktórejmamasięzałapała.
NiemogłaznaleźćżadnejpracywIndianapolisiprzez
sześćmiesięcycienkoprzędliśmyzeskromnych
oszczędności.Kiedybyliśmyjużbezgroszaprzyduszy
iledwiecomieliśmydogarnkawłożyć,wnaszymżyciu
pojawiłsięwielki,czarnoskóryanioł,którywłaśniebawił
zwizytąukrewnychwIndianapolis.
Odpierwszegowejrzeniazakochałsięwmojejpięknej,
smukłejmatce.NazywałsięHenryUpshawibyłemnim
niemniejoczarowany,niżonmamą.
PojechaliśmyznimdoRockfordwIllinois,gdziemiał
pralnięzmaglem.Byłjedynymczarnym,któryprowadził
swójbizneswcentrum.