Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Mówiłemjuż,tonieporwanie.Nazwałbymtoraczej:siłowym
sprowadzeniempracownikadogabinetuszefa.
–Popierwsze:niepracujędlaciebie.Podrugie:niematakiego
określeniawkodeksiepracy.
–Nieuznajękodeksupracy.
–Czemumnietoniedziwi.
–Dobra,wysiadaj.Bądźgrzeczna,żebymojaasystentkaniczego
niepodejrzewała.
–Aco,niedymaszjej,żebytrzymałabuzięnakłódkę?Czujęsię
rozczarowana.
–Idź,zanimstracęcierpliwość.–Nieznajomystajezamnąilekko
mniepopycha,kiedydrzwiwindysięotwierają.
–Icomizrobisz?–rzucamprzezramię,gdymojestopywitająsię
zluksusowązielonąwykładziną.
–Jezu,dlaczegotrafiłemakuratnaciebie?
–Jezusciniepomoże.
Potejjakżeelokwentnejidojrzałejwymianiezdań,zatrzymujemy
sięprzedmasywnymimahoniowymidrzwiami,które,jaksię
domyślam,prowadządowrótpiekieł,czylidokrólestwategooto
Lucyfera.
Drobnaszatynka,siedzącawrecepcji,wychylasięzzabiurka
irzucamiciekawskiespojrzenie.Uśmiechamsiędoniejniewyraźnie,
bopodejrzewam,żejejsytuacjawcaleniejestdobra.Albomusisię
znimdymać,żebyutrzymaćrobotę,albosłuchaćjegopierdolenia.
Albojednoidrugie.
–Niechniktminieprzeszkadza,Patrycjo.–Głosmojegooprawcy
jestuprzejmyajednocześniechłodny,niewyrażającyżadnychemocji.
–Oczywiście.–Dziewczynakiwagłowąiwracadopapierkowej
roboty.
Kiedyciężkiedrzwisięzamnązamykają,czujęsięjak