Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Zamknijsię.Pewniejesteśzazdrosna,bosamaniemaszsięczym
pochwalić.Zprzodudeska,ztyłudeska,wkońcunaimięmasz
Tereska.–Jedenzbracizacząłnaśmiewaćsięzsiostry,apochwili
dołączyłdoniegodrugi.
Poczułamulgę.Chwilowoniebyłamwcentrumichuwagi.
–Zarazpójdędorodzicówipowiemim,cotuwygadujecie!Jak
tylkoojciecsiędowie…
Niesłuchałamdalej.Wyłączyłamsięiwbiłamwzrokwstałypunkt
gdzieśponadichgłowami.Tymrazembyłtopieńogromnejstarej
sosny,którarosłatużzanaszymtarasem.Dystansowałamsię.Robiłam
takzawsze,gdychciałamsięuspokoić.Kłótniarodzeństwatrwała
gdzieśobok,agłosyzlewałysięwnieprzyjemnyszum.Bylijak
temałe,głośnepieski,któreujadająnaprzechodniów,chociażledwo
odrosłyodziemi.Teresa,JaniHenryk.Pomyślałamsobie,żemoje
imięprzynichjesttakiezwyczajne.Zresztąichrodziceniewzbogacili
sięniedawno,takjakmoi.Topolscyżyli„napoziomie”odpokoleń,
awięcidziecimusiałymiećodpowiednio„szlachetnie”brzmiące
imiona.
–Cotozahałasy?!Nienauczonowasdobrychmanier?!Banda
rozwydrzonychbachorów!
Zesztywniałam,gdydotarłdomnienerwowykobiecygłos.
Usłyszałamodgłoskrokównażwirowanejścieżceizarazpotem
jązobaczyłam.Wiedziałam,żemanaimięMatylda,alenieznałamjej
nazwiska.Gościłaurodzicówkilkukrotnie,choćprzecieżbyłajuż
dorosłainiemusiałachodzićnategotypuprzyjęcia.Takprzynajmniej
misięwydało.
Rozchyliłamusta,kiedynaniąspojrzałam.Byłaidealna
izazdrościłamjejwszystkiego.Jasnych,sięgającychpasawłosów,
któreskrzyłysięwpromieniachsłońcajakbabielato.Długich
szczupłychnóg,wdodatkuopalonych,wprzeciwieństwiedomoich.