Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Ktowywiózł?–Patrzyłamwjejbłękitneoczy.
–KrólowaElżbieta,siostradziadawaszego,
bynajlepszydwórpoznała.
–WBudzie?
–Otak!Apotemzanajlepszegowyszła.
–HrabiowieCyliinajlepsi?–zapytałamzadziwiona.
–Otak!–zawołałaznowu,wyciągającręcepojakiś
worekchlebnyniedbalerzucony,bygodokoszyczka
włożyć.
–Adziadmój?OjciecmejmatkiAnny,królpolski
Kazimierz,nicprzeciwniemiał,żemucórkęwywieziono
zgniazda?
–Nieżyłjuż.
–Ababkamoja?ŻonakrólaKazimierza?Jadwiga?Nic
przeciwmiała?–dopytywałam.
Dotknęłaciepłądłoniąmojegolica.
–Czasnamodlitwę.
Skinęłamposłuszniegłową,złożyłamdłonieiobie
zwróciłyśmytwarzewstronęciąglejasnego,letniego
nieba,corazprzytrzymującsięoponwwozie,kiedy
drogastawałasięnadwyraznierówna.
*
Tłukliśmysiędrugidzieńpokamienistymtrakcie,nie
odzywającsiębezprzyczyny,byjęzykównieprzyciąć,
kiedywreszcieozmrokuorszakwstrzymano.
Wyprzęgniętokonieirozpakowanowozywstromym
wąwoziezestrumykiemwijącymsiępośródpachnących
żółtychkwiatków.Rozstawionodlaposiłkuwysokinamiot
ztakupiętąlekkąmaterią,bypodziwiaćmożnabyło
księżycisłyszećchórniewidzialnychcykad.
Usiadłam,kiedyjużpodanopiwoibiałąkaszkę