Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Jo
Przyjemniezimnywiatrzapowiadanadejścieśniegu.Owinąwszysię
kolorowym,ostrzegawczymszalikiem,przechodzęprzez
skrzyżowanieprzyParkway.Tospołecznagranica,któraoddziela
burżujskączęśćCamdenodsuperburżujskiegoPrimroseHill,które
niczymsnobistycznaizamkowaosadaskrywasięzaswoimi
kanałami,toramiirozległymiterenamiRegent’sPark.
Ściskamwręcekubekgorącejkawy.Todlamiejscowego
bezdomnego,któryzazwyczajprzesiadujenamurkupodrugiejstronie
DelanceyStreet,międzypubematoramikolejowymi.Towysoki
czarnygośćpopięćdziesiątcezesmutną,miłątwarząiskołtunionymi
włosami.Kiedysięwprowadziłam,Tabithapowiedziałami,
żeprzychodzituzeschroniskadlabezdomnychprzyArlingtonRoad,
żebywołaćzasamochodami:„Lubięauta.Aty?No,Mercedes,
todopierowóz.Ach,teauta!”.
ZtegopowodumówinaniegoSamochodzik,tylkoztymsięjej
kojarzy.Zazwyczajjednakpoprostugoignoruje.Janatomiastwciągu
kilkuostatnichtygodnimiałamokazjęgopoznać.Taknaprawdę
manaimięPaul,chociażprzezTabithęniemogęprzestaćonim
myślećjakooSamochodziku.Czasami,kiedywieczoremrobisię
bardzozimno,jakdzisiaj,wynoszęmukubekgorącejherbatyalbo
zupę,żebymógłsięrozgrzać.Mówimiwtedy,żejestemładnaiże
powinnammiećmęża,apotemodwracasięiwoła:„Auta,auta,auta!”.
Wtakichmomentachuśmiechamsiędoniego,żegnamsięiwracam
dośrodka.
Tegowieczorujestjednakzazimnonawetdlaniegoskulony
wrogumurubiegnącegowzdłużtorów,postękujecicho,zamiast
krzyczećcośobentleyach.Kiedymniedostrzega,podnosisię
zesmutnym,pustymuśmiechem.
Hej,Jo!Skądwiedziałaś,żejestmizimno?
Bojestjakieścholerneminuspięćset.Niepowinieneśwrócić
doschroniska?Zamarzniesztu,Paul.
Przyzwyczaiłemsię.Wzruszaramionami,chętniesięgając
pokawę.Pozatymlubięoglądaćauta!
Kręcęgłową,uśmiechamysiędosiebie,aPaulobiecuje,żeodda