Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iprzełamującnieśmiałość,rozejrzałamsięciekawiedookoła.
„JestemwBerlinie!–myślałampodekscytowana.–Iniczłegosię
niedzieje!”
Otoidęsobieulicami,jakwszyscyinni,mijająmniehałaśliwi
chłopcywymachującysprzedawanymigazetami,narogachdomów
małe,umorusanedziewczynkiwyciągająrączkidoprzechodniów;
jedneznichproponujązakuppierwszychtejwiosnybukiecików
fiołków,inne–pudełkazapałek,zewsządsłychaćdonośnystukot
kopytkoniciągnącychpobrukubądźtopięknepowozy,bądźzwykłe
furywypełnioneróżnorodnymtowarem,sklepypomojejprawej
stroniezachwycająbogatymi,kolorowymiwitrynami–najednejznich
zauważyłamlalkęwielkościrocznegodzieckaiprzypomniałamisię
mojawłasnamałalalusia,uszytazgałgankówprzezciocięMelę,która
byłananaszejwsiwziętąkrawcową,izrobiłomisięciepłonasercu
nawspomnieniejejobietnicy,żekiedyśuszyjeminajśliczniejszą
suknięślubną…
Falaprzechodniówszybkoporwałamniespodtejlalczynej
witryny,znówposłuszniedałamsięjejnieść,iprzestałamsięjuż
nawetzastanawiać,dokądpłyniemy,patrzyłamciekawie,jakubrane
sądziewczętawpodobnymdomniewiekuiwpewnymmomencie
wybrałamte,któremiałynasobieskromnesuknieitaszczyływielkie
pustekoszyki.
Podążajączanimi,dotarłamnarozległyrybnytarg,usytuowany
nadwielkąrzekąprzecinającąmiasto.
Tudopierobyłtłok!Dziesiątkirybakówzdrewnianymi
skrzynkamipełnymirybnaramionach,donośnekrzykiprzekupek
nastraganach,malichłopcy,przebranizamarynarzy,noszący
nagłowachtackizeszprotkamiiśledzikamidospróbowania–
naganiającywtensposóbklientów,kupcydepczącysobiepopiętach,
kłótliwi,podenerwowani,dziewczynybłyskawiczniezapełniające
zakupamisweprzepastnekoszyki,psykrążącewokółwnadziei