Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
specjalnympłynnymkryształomporuszałysię,wspinającwciążwyżejiwyżej.Artysta,
ofiarowawszyswojedziełobratu,stanąłnapalcachiszepnął:
–Naprawdęniepodsłuchiwałem.Inaprawdęnierozumiem,dlaczegosięzezłościłeś.
IrekznałDankadostateczniedobrze,bywiedzieć,kiedymożnamuwierzyć,akiedy
nie.Toteż–pokrótkimwahaniu–uprzejmie,anawetserdeczniepodziękowałbraciszkowi
zażyczeniaipięknyupominek,poczymzaniósłrysuneknastolikpodbocznąścianą,gdzie
leżałyjużinneprezenty:aparatdozdjęćtrójwymiarowychodmamyorazgruba,ślicznie
wydanaksiążkapodtytułem„WierszeoZiemi”odIni.TylkodoktorSkibazniecozbyt
obojętnymwyrazemtwarzypoprzestałnazłożeniusynowikrótkichżyczeń.
–No,aterazdodzieła!–zawołałamama,obejmującIrkaiustawiającgonawprost
tortu.–Pamiętaj!Wszystkieświeczkimusiszzgasićpierwszymdmuchnięciem!
–Zróbtakiwdech,jakbyśmiałbardzodługonurkować–poradziłojciec.
–Najlepiejtrochęprzykucnij–dodałzprzejęciemDanek.
–No,raz…dwa…
–Admuchnijżewreszcie!zirytowałasięInia.…trzy…
Ireknadąłsięjakbalon,aleniezdążyłdmuchnąć.Wmomenciekiedyułożyłwargiw
ryjekmającyodegraćrolępowietrznegomiotacza,odproguzabrzmiałgromkiokrzyk:
–Rodandandron!!!
Nastałachwilaciszy.
–Rodandandron!–odpowiedziałwreszcieswoimbojowymzawołaniemDanek,po
czymzapiszczał:
–Dziadek!!!
–Tato!Tato!–rozległysięgłosyOlgiiJackaSkibów.
Irekwyprostowałsiębardzopowoliijeszczewolniejwypuściłzpiersipowietrze,
wydającprzytymodgłosprzypominającyilustracjędźwiękowądoniesamowitegofilmu,w
którymwyciewiatruzapowiadanadejścieducha.Następnie–ciąglejeszczeczerwonyz
wysiłku–spojrzałwstronędrzwi.Ciemniaławnichwysoka,chudasylwetkamężczyznyo
kościstej,podłużnejtwarzy,wtejchwilirozjaśnionejradosnymuśmiechem.
–Wszystkiegonajlepszego,sędziwymłodzieńcze!–zawołałwesołoprzybyły.
Podszedłdownukaichwyciłgowobjęcia.–Życzęci,żebyśzostałwielkimczłowiekiem,
godnymspadkobiercąrodui…–tugłosniespodziewanegogościaspoważniał–żebyśbył
szczęśliwy.
Irekzerknąłpodejrzliwienamówiącego.Jednakdziadek,którymieszkałnaZiemii
najwidoczniejtylkocozniejprzyleciał,jużzcałąpewnościąniemógłnicwiedziećo
ostatniejwtymrokuszkolnymrozmowiesolenizantazwychowawcąklasy.Toteż
„spadkobiercarodu”rozpromieniłsięiwykrzyknął:
–Pysznie,żeprzyjechałeś!Ababcia?
–Babciawybierałasięzemną,alewostatniejchwilidoszładowniosku,żejestzastara
natakiepodróże.Zastara!Wprzyszłymrokukończydopierostodwadzieścialat!Jawjej
wieku…Zresztąmniejszaztym.–Dziadekmachnąłręką,poczymnaglekuogólnemu
zaskoczeniuzgłośnymplaśnięciempalnąłsiędłoniąwczoło.–Ajednakjestem
spróchniałymgrzybem!–zawołałzezgrozą.–Skleroza,nic,tylkoskleroza!Naśmierć
zapomniałem,żeprzyprowadziłemgości…
–Nieszkodzi–dobiegłoddrzwimiły,głębokigłos.–Tomyprzepraszamy,że
wtargnęliśmytutajnieproszeni,itowtakuroczystymdniu.Niechcieliśmy…Aleznacie
przecieżWiktora,waszegotatęidziadka,amojegokolegęzprehistorycznych,szkolnych
czasów.Uparłsięjakmułizagroził,żepowybijaszybywkosmotelu,wktórymchcieliśmy
zamieszkać,jeśliniebędziemymutowarzyszyć.Aleterazgorozumiem–nowyprzybysz
objąłzachwyconymwzrokiemobecnewhallukobiety.–Onmusiałpochwalićsięprzede
mnąswojąrodziną!Najegomiejscutakżepękałbymzdumy.
9