Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przekazaćwamtreśćwszystkichmądrychksiążeknatentemat,anawetsprawić,żebyścietę
treśćbeztruduzapamiętali.Aletonigdyniezastąpiłobywamwłasnychprzemyśleńi
własnychrefleksji,któreprzychodząwchwilachzadumylubpodczaskonfrontacji
teoretycznejwiedzyzautentycznymisprawamiludzi.Opowiemcipewnązabawną
historyjkę.Gdybyłemwtwoimwieku,należałemdoszkolnejdrużynylekkoatletycznejiz
reguływygrywałemwszystkiebieginakrótkichdystansach.Kiedyśzbliżałysięwielkie
zawodyZiemia–ResztaŚwiata.Wtedyuruchomiłemkomputer.Wprowadziłemdojego
programuwszystkiedaneosobie,orywalach,oichwynikach,ostadionie,bieżni,
temperaturze,dopingupublicznościitakdalej.Zażądałem,żebynapodstawietych
informacji,atakżeznajomościanatomiiwskazałminajlepszysystemtreninguoraz
przepowiedział,ktowygra.Komputerbłyskawicznieobliczył,żemuszęzostaćzwycięzcą,
jeślibędęsięprzygotowywałwtakiatakisposób.Postąpiłemściślewedługjegowskazówek.
Ico?Ano,wygrałmłodszyodemnieorokchłopieczKsiężyca.Wróciłemdodomu,
przytaszczyłemzpiwnicyciężkimłotekizamierzałem„odkućsię”nakomputerzezagorycz
porażki.Ażnaglezacząłemsięzastanawiać.Przecieżjawiedziałem,żezwyciężę.Zato
tamtenchłopiec,teoretyczniesłabszyodemnie,tegodniawymagałwięcejodsiebie.
Odnalazłwsobiejakieśrezerwy,jakieśsiły,októrychistnieniusampewnieniewiedział,a
jużnapewnoniewiedziałonichanijego,animójkomputer.Ipozwycięstwieczułsię
bardziejszczęśliwyniżja,gdybym,rzeczjasna,wygrał.Odłożyłemmłotekipopłakałem
sobieprzezparęminut.Rozumiesz?Wątpię,czyrozumiesz.Bojasamniemampojęcia,w
jakisposóbtahistoryjkamogłabysięjakoślogiczniełączyćztym,oczymmówiłem
przedtem.Aleniebędęjużpróbowałzgłębiaćpowodów,któresprawiły,żeciją
opowiedziałem.Itakmamwyrzutysumienia.Nienależydodobrychszkolnychobyczajów
wygłaszaniesążnistychtyradwpierwszejgodziniewakacji.Bardzocięznudziłem?
–Mnie?…Czemu?…Nie…
PanSeynaroześmiałsięserdecznie.
–Wobectegojeszczeraz:dowidzenia.Iżyczęci…szczęścia.
Ekranściemniał.Irekprzezchwilęwpatrywałsięwmartwąmatowątarczę.Chybana
pożegnaniepowinienjednakbyłpowiedziećpanuSeyniecoścałkieminnego.Tylkoco?…
–Otokrystografy–przerwałrozterkęchłopcakomputer.
Nauczniowskipulpitwysypałasięzmaleńkiegootworupodekranemgarść
błyszczącychkryształków.Irekodruchowozgarnąłjedłoniądopłaskiegopudełeczka
zawierającegomikroskopijny,składanyprojektor,któryprzemieniałszkiełkakrystografóww
wielosetstronicoweksiążki.
Wtymmomenciedrzwiprowadzącenatarasotwarłysięgwałtownieidopokojuwpadł
jakpociskosobliwystwór,nitowielkiczarnyptak,niumorusanasadząmałpa.
–Rodandandron!!!–wrzasnąłtriumfalniestwór,skaczączpodłoginaparapetokna.
Następniejednymsusemśmignąłpodsufit,wywinąłwpowietrzukozłaidwarazyprzeleciał
przezpokój,odbijającsięstopamiodścian.Dokonawszytego,łagodnieimiękko,jakby
kpiącsobiezprawagrawitacji,wylądowałprzedIrkiem,przybierającpostaćszczupłego,
dziesięcioletniegochłopcaubranegowobcisły,czarnykombinezon.Bluzategokombinezonu
miałapodpachamijakieśpłetwyczyskrzydła,trochępodobnedopelerynek,którewbajkach
zwyklinosićźliczarnoksiężnicy.
–Wszyscyczekają!–wykrzyknąłCzarny.–Cotujeszczerobisz?Przecieżjużdawno
polekcjach!
–Podsłuchiwałeś–stwierdziłraczej,niżzapytałIrek,patrzącgroźnienamłodszego
brata.
–Niemusiałemwcalepodsłuchiwać!–napuszyłsięDanek.–My,lotokoty,
przemierzamycałeGalaktyki,jesteśmywszędzie,wszystkowidzimyisłyszymy!
Rodandandron!–czarnapostaćponownieoderwałasięodpodłogi,przefrunęłanadpulpitem
6