Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spływałamipogłowie,aniewytłumaczalnydemoniczny
strachwstrząsałmoimumysłem.Jakiślekarzalboinny
medykpozdiagnozowaniumniepodawałmizupełnie
nieskutecznyproszekzwodą,nazywając
to„lekarstwem”.
Ostateczniezrozumiałem,comnieczeka:
hospitalizacja.Jasnożółteniebozakołysałosięnademną,
jakgdybylornetkazatrzęsłasięwmoichrękach.Droga
wyglądałajaknaznaczonaśmiercią,agdzieśdaleko
słyszałemprzerażonygłos.Niemogłemdłużejznieśćtych
nudności,więcponowniezamknąłemoczy.Rikszawiozła
mniedalej.
Przezzamkniętepowiekiprześwitywałypromienie
słońca,którezmieniałyswójkolornapomarańczowy
iprzedzierałysiędalejwzdłużnerwuwzrokowego
wkierunkumózgu.Wreszcieprzenikłydoumysłu
idrażniłygo.Nahukpołudniowegowystrzałuotworzyłem
oczy.Rikszarzopuściłpałąkiwysiadłem.Przedemną
ukazałsiępiekielnieczerwonyneonszpitalaS.Pochwili
zestraszliwymskowytemzostałemwessanydośrodka.
Myśldruga
Tujestjakwpiekle.Cozasmutnywidok.Nie
doopisania.
—Uu-uu-uu…—Jękbólu.
—Aaa,aaa…—Wyciewśmiertelnejagonii.
Kiedynaulicymilkniehałaśliwyturkottramwaju,
ciszęsporadycznieprzerywagwizdprzejeżdżającego
pociągu.Wpromieniudziesięciu
li
wewszystkich