Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
napiątkowejimprezie.
–Notak–odpowiedziałamwkońcu,boniktniedawał
zawygraną,tylkoobsesyjniesięnamniepatrzył.–Jestemzmuszona
nadrobićwponiedziałek.Muszęsięuczyć,więcdziśniesiedzędługo.
Tak,Lizzie?–Spojrzałamnablondynkębłagalnymtonem,aona
ukazałaswójaparatnazęby,ciepłosięuśmiechającirozumiejąc,oco
michodzi.
–Jasne.
–Dobra!Ej,wszyscy!–Zrozmowywyrwałnaskrzyksolenizanta,
któryledwostałnaswoimdużymstolewsalonie,awdłonimocno
ściskałplastikowykubek.–Gramywbutelkę!Musimyrozstawić
kanapyiwszyscygramyzadosłownieminutę!Aleniewcałowanie,
tylkowprawdęczywyzwanie!
–Dobra!Morda!–wydarłsięwysokiblondyn,któregowcześniej
niewidziałam.
Davidmachnąłnaniegoręką,stuknąłpalcemwzegarek,
anastępniezszedłzestołuizacząłprzesuwaćzinnymikanapy.Została
tylkonasza.Wszyscyzniejzeszliśmyistanęliśmyobok,czekając,
ażzaczniesięcyrk,naktóryniemiałamnajmniejszejochoty.
Zostałozaledwiekilkaminutdopółnocy,atobyłznak,
żezachwilępowinnamwziąćtabletki.Gdynapoczątkuterapii
farmakologicznejpanidoktorprosiła,abymwyznaczyłasobiegodzinę
dawkowania,odrazuwiedziałam,jakąwybiorę.Północjest
odpowiedniągodziną.Zakończeniedniairozpoczęcienowego.
Wybrałamjąteżdlatego,żegdyczułamsięotumanionapolekach,
kładłamsięspaćijakośtoprzesypiałam.
Spojrzałamnakanapęprzedsobą,lecznigdzieniemogłam
dostrzecswojejtorebki.SpanikowanaspojrzałamnaLizzie,aleona
tylkopołożyłarękęnamoimramieniu,awdrugiejdłonimachała
miprzednosemkluczykamiodsamochodu.