Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mójgłoszabrzmiał,jakbypochodziłodinnejosoby.
Najpierwskrzeczący,apóźniejowielezagłośny
ipretensjonalny.
–JesteśzAnglii?–zainteresowałasiętaładna.
–Uroczyakcent!
–Teżśpisznakempingu?
–Nie,zatrzymałemsięwhotelu–wybąkałem,nie
mogącwymyślićdostatecznieszybkoniclepszego.
–Możepójdziemywszyscy
na
aperitivo
?–zaproponowałatagłośna.
–Dziękuję,alejestemumówionyzrodzicami
nakolację.
Deszczzelżał,więcoddaliłemsięwpośpiechu,
przekonany,żesięzemnieśmieją.Rosswiedziałby
dokładnie,jaksięzachować.Czyzurokiemosobistym
trzebasięurodzić,czytokwestiapraktyki?
BurzaprzegoniłatłumyzPonteVecchio.
Zatrzymałemsię,byporazostatnispojrzećnawzgórza
zamuramimiasta,alezasnułyjeniskiechmury.
Zniknęłateżzielono-białafasadaSanMiniatoalMonte.
Zwyklewidziałemją,podświetlonąwnocy,zbasenu
nadachuhotelu.
Porezerwacjiwycieczkiwnaszejskrzyncepocztowej
wylądowałasztywnabiałakoperta.Wśrodkubyłybilety
idołączonyprzezbiuropodróżykolorowykatalog,
wyliczającywszystkieatrakcjeToskanii,których
absolutnieniewolnoprzegapić.Terazwięckażdego
wieczoruojciecrobiłprzykolacjiprzegląddnia,licząc
napalcachodhaczonepunktyprogramu.Wyglądałjak
skrupulatnyskautpodsumowującyzdobytesprawności.