Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wejściemężawnegliżu,pozostającwtemacieorzechów.
No,kochane,totylenadziś.Ugryzę,zobaczę,czy
faktyczniestary.Puściłaoczko.Życzęwam
smacznego,paaa.Uśmiechnęłasięsztucznie
iwyłączyłatelefon.
Czuła,jakporannakawaprzelewajejsięwbrzuchu
irozkołysujenarządy.Bujałysięzjednejstronynadrugą,
jakżaglówkiprzykeipodczassztormu.Obijałysię
osiebie,tworzącgrzywiaste,piętrzącesięfalekwasu
żołądkowegoikofeiny.Buzowaływniej,kipiały.Pieniste
bałwanydrażniłymigdałki.Całatreśćniebezpiecznie
podeszłajejdogardła.Zarazwyskoczy.Chociażmoże
jednaknie,bopojawiłasiętamjużbetonowagula.
Zamknęłaświatłoprzełykuiścisnęłamięśniewkołotak
mocno,żeoczyzaszłyjejjezioramiłez.
Powstrzymałakawę,gulę,łzyigłosemdrżącymjak
strunynienastrojonejgitaryzafałszowała:
Cozażenada!Musiałeśpierdziećibekać?
ChybatyodszczeknąłsięJacek.Jasię
przeciągałemiziewałem.
Ziewałeś.Dupąchyba!Mięśniewokółguli
poluzowałyuściskipozwoliłynapodniesieniegłosu.
Wczorajnarzekałaśnanijakiprofil.Wrzuciłemtam
trochęprawdziwegożyciaignoju,doceń.
Usiadłprzystole.Znowupodrapałsiępopłaskim
brzuchu.
Cotysiętaktrząchasz?Patrzyłananiego
zmieszaninązazdrości,zadziwieniaizłości.
Cholera,mimoupływulatonwciążmiałzarysowane