Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zapaliłsilnikicośkrzyknąłponiemiecku.
Onmówi,żenieruszy,pókiwszyscyniesiądą
naswoichmiejscach.Niktniemożestaćwprzejściu
przetłumaczyłfacetzobrzękłątwarzą.
Jakontosobiewyobraża?Przecieżtutajniematylu
miejscodezwałysięoburzonegłosy.
Adajciejużspokój.Ludziejaksardynkiwpuszce,ale
przecieżdojedziemy.Wkupienawetprzyjemniej.Nonie?
Puściłokodomłodziutkiejdziewczynywkożuszku
brodaczwskórzanympłaszczu.Podszyją,naczarnym
golfiedyndałmugrubyzłotyłańcuch.Mężczyznaobjął
panienkęiusiadłnabrzegusiedzenia.Chybasięjej
tospodobało,bozaniosłasięperlistymśmiechem.Reszta
stojącychposzłajegośladem,przyklejającsię
dosiedzącychipochwiliprzejścieopustoszało.
Jazda,paniegazda!wrzasnąłpopolsku
ułańcuchowany.
Kierowcapopatrzyłkrytycznymokiemnapasażerów
ipochwiliautokarwolnoruszyłwdrogę.
Alicjadoznawałamieszanychuczuć.Zjednejstrony
cieszyłasię,żejednakjedziedoWiednia,zdrugiej…Cóż
tobyłazajazda?!Przypominałapodróżmiejskim
autobusemwgodzinachszczytu.Nadodatekciąglenie
odzyskałastuszylingów,mimożeaustriackagranica
pozostaładalekowtyle.Jakośniezręczniejejbyło
upominaćsięopieniądze,bojejwybawicielzparkingu
mógłsobiepomyśleć,żemunieufa.Aleprzecieżsam,
bezupominaniasię,powinienjejoddać.Taknadobrą
sprawęgotówkaniebyłamupotrzebna,bonagranicy