Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Wiesz…–powiedziaławpewnymmomenciePaulina
–mojapropozycjajestnadalaktualna.
Kiedyśzasugerowałamu,żepopytawśródznajomych,
czynieszukająkogośwykwalifikowanegodopracyprzy
wdrożeniachsystemówbankowych.
–Nie–zaprotestowałzdecydowanie.Znaczniebardziej
zdecydowanieniżzamierzał.
Paulinażartobliwiewzniosłaręce.
–Wow.Dziewiątkanaskalinapięcia.Wyluzuj,chłopie.
–Wybacz,jestemostatniojakiśspięty.Przydałbymisię
masaż.
Spojrzałnaniąznacząco.
–Jasne–odparła,poczymwyjęłakomórkę.–Zaraz
znajdęcijakiegośfachowegomasażystę.Zniszczycię
wgodzinę!
Pokręciłgłowązudawanądezaprobatą.
–Niełapieszaluzji.Tywogólejesteśkobietą?Ileznasz
kolorów?
Roześmialisięoboje.ZRynkuprzeszliobokkinaRialto,
potemkawałekulicąKościuszki,następnieMikołowską,
przezplacWolnościiznaleźlisięna3Maja,która
doprowadziłaichzpowrotempodGalerięKatowicką.
Zapadłjużzmrok,alemiastowciążżyło,apanującygwar
właściwiesięniezmniejszył.
–Czasdodomu–powiedziałMarek.–Podwieźćcię?
–Nie,zaparkowałamnaparkingupodziemnym.
–Notoidziemywtymsamymkierunku.
Zjechalinawłaściwypoziom,pożegnalisięiruszyli
dodomów.