Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przeglądaćsłupkiwExceluisłuchaćokropnej,
korporacyjnejnowomowy.
Powizycienabasenieprzedarciesięprzezporanne
korkizajęłomupółgodziny.Wreszcieusiadłwswoim
pokoiku,przedmonitorembuczącegokomputera,
opóźnionegowstosunkudowspółczesnościoconajmniej
trzygeneracje.Zacząłprzeglądaćpapiery.Codzienną
rutynęjednocześnielubiłijejniecierpiał.Najbardziej
ceniłświętyspokójiniepróbowałpchaćsiętam,gdzie
goniechcieli.Choćczasamisamprzedsobąprzyznawał,
żenudacorazbardziejmudoskwiera.Wcześniej,przez
kilkalat,pracowałprzywdrożeniachsystemów
bankowych.Aleniechciałdotegowracać.Niepotym,
cogospotkało.
Tendzieńzapowiadałsiędokładnietaksamo,jak
poprzednie.Wstałodbiurkazzamiarempójściadopani
Krysi,największejheroinywspółdzielni.Kobieta
zuprzejmym,pełnymdobrejwoliuśmiechem
odpowiadałanatelefonyimaile,wysyłałaekipy
remontowedopękniętychruriwysłuchiwałaskarg
mieszkańców,którzymielizadużowolnegoczasu.
Pracowaławspółdzielnijużponadpiętnaścielat,znała
wszystkich,apracownicytraktowaliniemaljak
wyposażeniebiura.Noipotrafiłaradzićsobiezludźmi,
łagodnieodprawiaćfuriatówirozwiązywaćkwestie,które
wydawałysięniemożliwedorozwiązania.Marek
naszczęścieniemiałbezpośredniodoczynienia
zpetentami.Idobrze,boniedałbyradyznieśćciągłego
narzekanialokatorównawwiększościbłahesprawy.
Zdołałprzepracowaćgodzinę,gdyzadzwoniłależąca
nabiurkukomórka.Rzuciłokiemnawyświetlacz
iskrzywiłsię,widzącnapis:„dupekwalendziak”.
Najchętniejbynieodebrał,aleprezesspółdzielnilubił
wydzwaniaćdoskutku,więcMarekwolałmieć
tozasobą.
Tak?rzuciłdomikrofonu.
Olszewski?zagadnąłbezżadnychwstępów
Walendziak.
Zawszezaczynałrozmowęwtensposób,ponieważbyła