Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
godreszcze.Zimnomarcowegowieczoruwyraźnie
dawałomusięweznaki.
Kosmetyki.Prosiłemcięokosmetyki.Przyniosłaś
je?
Serio?Oparłamdłonienabiodrach.Odrana
warczysznawszystkichdookoła,próczKariny,której
wciskaszkit,żenicsięniedzieje,aterazzminą,jakbyś
byłgotowymiwpierdolić,pytasz,czywzięłamzesobą
kosmetyki?
Takodparłodrazu,aszybkośćjegoodpowiedzi
zbiłamnieztropu.Dokładnietak,Ana.
Rozchyliłamlekkousta,zaskoczonatakąripostą.
Towzięłaśjeczynie?
Wzięłam.
Świetnie.
Fakt,poprosiłrano,żebymzabrałazesobąkosmetyki
domakijażu.Uznałamtozadziwnąprośbę,ale
zrobiłabymdlaniegowszystko,więczpewnościąmogłam
zdobyćsięnawzięciezesobąkosmetyczki.
Ijuż?dopytałam.
Co:już?Poirytowany,ściągnąłzsiebiemokrą
bluzęikoszulkę,poczymwycisnąłzniejnadmiarwody,
nieszczędzącprzytymsiły.
Wiesz,jakirracjonalniewyglądatarozmowa
zboku?
Noi?Szczerzemówiąc,mamtowdupie.
Wzięłamgłębokiwdech.Potemdrugiitrzeci.
Opuściłamręcewzdłużciała.