2
Wyjechalinocą.Ibyłowtymcośpodniecającego,cośrozkosznie
nieodpowiedzialnego.Zpoczątkumusieliprowadzićkoniestępem,
późniejdotarlijednakdoduktuimoglikawałekpuścićsiękłusem.Nie
zadługi.Koniepłoszyłysiępoćmieiślizgałynabłociezmieszanym
ześniegiem.Starczyłotegojednak,abytrójcemłodychmyśliwych
wystąpiłynapoliczkirumieńce,apowietrzezaczęłouciekaćzpłuc
wrazześmiechem,wradosnychkłębachpary.
Napopasstanęlidobrzeprzedświtem.Traktzginąłpośród
chaszczów,aSzczerbiecuparłsię,żepotrzebamudziennegoświatła,
abyniepomylićdrogi.Rozpaliliwięcogień,posililisię,późniejzaś
wzięlikilkarozgrzanychprzypaleniskukamieni,owinęlijewfutra
inadtakuwitymbarłogiemrozstawilinamiot.Pachołeknaciągnął
kapturniskonanos,okryłsięwełnianympłaszczem,zwinął
wkłębek–nieconauboczu–iwnetchrapałwnajlepsze,
zapomniawszywcześniejszychstrachów.
BolkoiWitkaułożylisięjednoprzydrugim,podwspólnąkapą,
ichwilęjeszczeuśmiechalisiędosiebiewmroku,tłumiącoddechytak
jakwtedy,gdybylidziećmiileżeliwrazzmatkąnanarach,iradowali
siętąchwiląpotajemną,kiedyonajużzasnęła,aoniwciążczuwali
nibyparaptasząt.
Bolkowiprzypominałysięwszystkieichdziecięcezabawy,cała
taszczęśliwa,niewinnaepoka,zanimgopostrzygli
imusiałwyjechać.Pamiętał,jakpewnegolatawGieczuuciekli
zdomuipobudowaliszałaswgajuzapodgrodzkimopolem.Toznaczy
onpobudowałpodrozkazysiostry.Wdworzyszczuzdębowych
isosnowychkijów,podstrzechązigliwia,onabyłakniahinią,onzaś
niewolnikiemporwanymodPrusów.Takwyglądałotozawsze.
Gdziekolwiekkroczyłanaswychczaplichnogach,zarzucajączdumą
ciemnymiwarkoczami,bratdreptałzanią–rumianyipulchnyniby
podpłomykgotowanywsmalcu.
Wciemnościolandzkiejnocyuśmiechałsiędotychwspomnień
młodykniaziewicz.Akiedysenzacząłgomorzyć,dobiegłgoskądś
odgłosciurkającejwody.Iprzyśniłomusię,żeukradliwrazzWitką
korab–możezresztąuczynilitonaprawdę,kiedyś,kiedyś–ipłyną
razempoWarcie,aWitkajestprzywódczyniąchąśników,onzaśjej
wiernymtarczownikiem,iwywracasięłódź,itoną–ontonie–
apotemojciecmierzyWitkęgniewnymwzrokiemiwarczy,warczy
jakryś,któregospotkalirazwlesie,ipłaczeWitka,obejmującsinymi