Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ludzienietłocząsięprzyokienku…
Nazajutrzwstałyraniutko.Przyświetlekagankawłożyłyobuwie,
ciepłesuknieifutrzaneszubki,borannymrózmocnościnałpowietrze.
Zakryłytwarzewoalkamiiwyszłyzpachołkiem,któryniósłprzed
nimipochodnię.Uliceniebyłypuste,jaksięspodziewanozpowodu
wczesnejgodziny.
Adwentoweroratyzbudziływielumieszczan.Gromadkiotulonych
ludziprzesuwałysięwmrokuciasnychuliczekzgłuchymszmerem
przyblaskuczerwonychpochodni.Oświetleniekłóciłosięzwidokiem
nieba,którezjednejstronyjeszczemrugałozimowymigwiazdami,
azdrugiejjużmajaczyłoniebieskawąszarościąświtu.Natymtle
spiczastedachyidrewnianeganeczkiwspinałysięstrzelistymi
kształtamiimajaczyływpowietrzu.
Jakietowszystkoosobliwe,pięknejaksen!westchnęła
Elżbieta.
WeszłynauliczkęokalającąkościółekŚwiętegoWojciecha.Łatwo
rozpoznałycelę;przybudówkawyglądałajaknabrzmiałośćmuru.
NaścianiewisiałwizerunekPawłaPustelnika,anadnimlampa,tak
umieszczona,abyświatłopadałoprostowokienko.Byłtopomysł
kilkupobożnychmieszczek,którechciałyrozjaśnićpustelnikowi
długiezimowenoce.
ElżbietaiLudmiłapodeszłynieśmiałodookna.Przezotwórkraty
wsunęłykoszykzjedzeniemidwomasrebrnymimonetami.Koszyk
wciążstałwkamiennymwyżłobieniu;pustelnikniesięgnąłponiego.
Zaniepokojoneniewiastyzaczęłyspoglądaćdośrodka.Długonie
mogłyniczegodojrzeć.Spuszczającoczycorazniżej,zobaczyły
śnieżnobiałąbrodę,aureolęsrebrnychwłosówrozwichrzonychnad
czołemidwałukibiałychbrwi,spodktórychpatrzyłyprzerażającej
głębokościoczy.Pokutniksiedziałnaziemi,owiniętybiałym
kożuchem,opartyościanę,nieruchomyjakkamiennyposąg.Pierwsza
odezwałasięElżbietazwielkąpokorą: