Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Roz​dział1
Pięćmie​si​ęcypó​źniej
Dziśjestwyjątkowozimno.Dawnoniebyłotak
mroźnegomaja.WracamzOlkusza.Musiałamzrobić
zakupy.Pandemiapandemią,alejeśćtrzeba,
awsklepikuSawickiejniemazbytdużegowyboru.
Dodajęgazu,żebypokonaćwzniesienie,ipodjeżdżam
podnaszdom.Pilotemotwierambramęwjazdową
iparkujęnapodjeździe.Drzwidomusięotwierająiwidzę
wnichbu​źkęKa​ri​ny.
Mamusiu,kupiłaśmiczekoladkiikredki
doma​lo​wa​nia?
Wejdźszybkodośrodka,bosięprzeziębiszmówię
docó​recz​ki.
Nieprze​zi​ębięsię,bojestjużwio​sna.
Alejestzim​no.
ZtyłuzaKarinąukazujesięmasywnapostaćpani
Wan​dy.
Niedasięjejupilnować.Gdziemaszpantofle?woła
ko​bie​ta.
Mamyogrzewaniepodłogowe,możnachodzićboso
prze​ko​ma​rzasięna​szamłod​szala​to​ro​śl.
Cozazwariowanapogoda,maj,amymusimyjeszcze
ogrzewaćdomsmutnarefleksjaprzelatujemiprzez
głowę.Namyślorachunkuzagazielektrycznośćodrazu
robimisięgorąco.Niewiem,jakdługomożemyliczyć
nawspaniałomyślnąpomoctwojegoojca.Narazie
przelewacomiesiącnamojekontotrzytysiącezłotych,
aleniewiadomo,jakdługobędzietorobił,maprzecież
żonę.Młodążonę,któramawyjątkowodużewymagania
finansowe.Zatrzytysiącemogłabysobiekupićnową
torebkęlubfajnenowebutyonaprzecieżmusimieć
wszyst​koznaj​wy​ższejpó​łki,dro​gieifir​mo​we.