Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sporoczasu…
–Naraziepostanowiliśmyprzeprowadzićsięwrodzinne
stronyLarysy–oznajmiłGabriel.–Laraskończyłastudia,
będziemiałaczasnamalowanie,zamierzasprzedawać
swojeobrazyprzezinternet.
–Achtak…–odezwałasięTatiananiecoprzygaszonym
głosemipopatrzyłazaniepokojonymwzrokiemnamęża,
któryodrazudomyśliłsięjejobaw.
–Czybędzieciechcielizamieszkaćznowuwedworze?
–zapytałwprostAdzir.
–Skądżeznowu,Adzirze.Przecieżtojestterazwasz
dom–zapewniłGabriel.–Wybudujemywłasnyniedaleko
rodzicówLarysy.
–Jednazdziałekzniedużymdomkiemnieopodal
mojegorodzinnegodomubyładosprzedania–dodała
zekscytacjąLara.–Gabrielzłożyłofertękupna,którą
właścicielprzyjął.Myślę,żepowinniśmyzdążyćzbudową
przedzimą.
–Jestkonieckwietnia.Alezwasoptymiści–stwierdził
Adzir.
–Sporojużzałatwiłem–wyjaśniłGabriel.–Mamyzgodę
nabudowę,ekipabudowlanawchodziwtymtygodniu.
Wdzisiejszychczasachpieniądzpotrafizdziałaćcuda.
Zresztąwkażdychczasachpotrafił.
–Toprawda–potwierdziłAdzir.–Chociażmam
wrażenie,żekiedyśludziebylimniejrozrzutni.Światnie
kusiłtylomadobrami.Nawetgdymiałosięsporo
pieniędzy,czasaminiewiadomobyłowłaściwie,
nacojeprzeznaczyć.Pamiętam,żenieruchomościbyły
taktanie,żemogłemsobiepozwolićnawieleinwestycji.
Toterazprocentuje.DziękiBogu,bomamyzacożyć.
AkiedywchodzęzAntosiemdosupermarketu,dostaję
zawrotugłowy–sapnąłciężko.–Półkiuginająsię