Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Tegodniapostanowiłam,żezadbamomojąszafę.
Pojedenastejwstałamzłóżka.Zjednejstronybyłam
wściekła,żetakdługospałam,alezdrugiejbyło
mitonaprawdępotrzebne.Nieszykowałamsiędziś
zbytniodowyjścia,wskoczyłamwbeżowydresorazmoje
ukochaneadidasy.Gdywbiegałamdowindy,odrazu
wpadłamnaPaula.Wprowadziłsięnamojepiętrojakieś
kilkalattemu.Chociażjapóźniejwyjechałam,zdążyliśmy
sięniecopoznać.Zadużoonimniewiedziałam,alebyło
wnimcoś,cowzbudzałomojezaufanie.Kiedyśczęsto
spędzaliśmywieczorynarozmowach,cieszyłmniefakt,
żebyłgejem,ponieważmiałampewność,żenigdynie
wylądujemywłóżku.Wiedziałam,żegdybysiętakstało,
naszarelacjabysięzakończyła.Czasemprzypuszczałam,
żewiedziałomniewięcej,niżmisięwydawało,alenigdy
niepróbowałmnieoceniać.
Nietakszybko!Uśmiechnąłsiędomnie,gdy
japróbowałamzłapaćrównowagę.
Przecieżwiesz,żeoddawnachcęprzeleciećcięwtej
windzie.
Paulniekryłrozbawienia.
Niemaszans,skarbie,niejesteśwmoimtypie.
Wystarczy,żebyśmnieposmakował!
Uwielbiałamsięznimdroczyć.