Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
PokilkulatachspędzonychwEuropiemusiałamwrócić
doMiami.Tomiejscejużdawnoprzestałamtraktowaćjak
dom.Zjawiałamsiętutajsporadycznie,żebyspotkaćsię
zrodzicamialboSofi,chociażodpogrzebumatkinie
byłamtuwcale.Wylądowałamnalotniskuwieczorem.
Miałamtylkomałąwalizkę,doktórejspakowałamcałe
mojepojebaneżycie.Poodebraniubagażuruszyłam
dowyjściazlotniska,żebyzłapaćtaksówkę.Wsiadłam
doautaipodałamkierowcyadresmojegomieszkania.
Wykończonawielogodzinnąpodrożą,wzięłamprysznic.
Chociażmojemieszkaniebardzodobrzeznałam,nie
czułamsięwnimjakwdomu;wsumienigdzienie
czułamsięjakwdomu.Skierowałamsięwstronęwyspy
kuchennej,zrobiłamsobiedrinka.Bardzochętniebymsię
urżnęławtrupa,aleniemiałamnatoczasu.Jutroczekał
mnietrudnydzień.
Poranekprzywitałmniebólemgłowy,wprawdzie
przywykłamdoniego,aledziśmibardzodoskwierał.Nie
informowałamnikogoomoimprzylocie.Jhonteżnie
próbowałsięzemnąwięcejkontaktować,pewnie
zestrachu,żespełnięmojągroźbę.Dziśnadszedłten
dzień,żebyzjawićsięwfundacji.Przezdobrągodzinę
stałamwgarderobie,zastanawiającsię,wcopowinnasię
ubraćszefowafundacji.Prawdabyłataka,żetrzyczwarte