Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
byłtroskliwy,czułyiopiekuńczy,awdzieńzamieniał
sięweflirciarza,podrywaczaipalanta.
Kiedywyjeżdżaliśmyzparkingu,zsunęłamsięwdół,
nawypadekgdybykomuśprzyszłaakuratochota
zajrzećprzezokno.Kiedyodjechaliśmynabezpieczną
odległość,spojrzałamnaLiama,któryprowadził,
uśmiechającsiędosiebieinucącpiosenkęzradia.
−Cotyznowukombinujesz?–zapytałam,trochęsię
martwiąc,żenaszaprzejażdżkaprzerodzisięwjakiś
żart,któryskończysiędlamnieźlealbomnie
zawstydzi.
−Ococichodzi?Niewolnomisięcieszyć,
żespędzimyrazemtrochęczasu?–Puściłdomnieoko.
Westchnęłam.Poprostudoskonale.Godzina
zdziennąwersjaLiama.Mójnajgorszykoszmar.
Niezwracałamuwagi,dokądjedziemy,więcbyłam
zaskoczona,kiedyzaparkowaliśmyoboklodowiska.
Liamuśmiechnąłsiędomnieszerokoiwysiadł,
ajaniechętnieruszyłamzanim.
−Pocotuprzyjechaliśmy?–zapytałam,aonchwycił
mniezrękęipociągnąłdośrodka.Możemajątudobrą
kawiarnię.Byłtojedynylogicznypowód,który
przychodziłmidogłowy.
Liamzignorowałmojepytanie.
−Dzieńdobry.Dwabiletypoproszę–powiedział
dokobietyzaladąipodałjejdwudziestodolarowy
banknot.
Zamurowałomnieiotworzyłamszerzejoczy
zprzerażenia.Jeździłamnałyżwachzaledwiekilkarazy
wżyciuinaprawdęmitoniewychodziło.
−Chceciewypożyczyćsprzęt?–zapytałabileterka,