Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wiązkiprzypominająceogień,aspodziemiwynurzasię
naspecjalnympodeścieInkwizytoriogłasza,żeniebędzie
więcejwiedźm!–Ostatniesłowapowiedział,modulującgłos
inajwyraźniejsiętegozawstydził,bozarazmachnąłrękąilekko
odwróciłwzrok.–Takietam…
–Brzmifantastycznie–stwierdziłaMartyna.–Czysądzipan,
żegdytozainstalują,będęmogłaprzyjechaćiporobićparę
zdjęć?
Lubyznowunaniąspojrzał,tymrazemwyraźnierozbawiony.
–Oczywiście!–powiedział.–Aczyjaabyniezapraszam
panidonaszegomiasteczkaodpoczątkusezonu?
–Notak,ale…
–Bezżadnegoale!
Sięgnąłdowewnętrznejkieszenimarynarki.Wyjąłzniej
grubyportfel,azniegomałyplikzłotychkartwyglądającychjak
kredytowe.Położyłjednąnastole,poczymzdrugiejkieszeni
wyjąłwiecznepióro.
–Przepraszam,paniMartyno,alezupełniewyleciało
mizgłowypaninazwisko–powiedział,pochylającsięzpiórem
nadrewersemkarty,gdziepodnapisem„VIPCard”byłomiejsce
napodaniejejwłaściciela.
–Tarkowska–powiedziała.–Alenaprawdę,panie
Grzegorzu,nietrzebazupełnie.
Lubyzdążyłjużjednakwpisaćjejimięinazwiskostarannymi
literami.Machnąłkartonikiemkilkarazy,anastępniewręczył
goMartyniezuprzejmym,miłymuśmiechem.
–Touprawniadowejściaikorzystaniazdowolnychatrakcji
bezkolejekprzezcałynajbliższysezon–powiedział.
–Oczywiściezrobieniemzdjęćrównieżniebędziekłopotupod
warunkiem,żebędęmógłjepóźniejprzynajmniejzobaczyć.
Jestemprzekonany,żebędąświetne,widaćwpanioczach
tępasję.
Martynazaczerwieniłasięijużmiałacośodpowiedzieć,ale
wtymmomencieprzeraźliwy,metalicznyskrzekzmusił
jądospojrzenianaznajdującąsiępoprawejtablicępełną
kontrolek.Każdaznichodpowiadałajednemuprzyciskowi
„Alarm”umieszczonemuprzyposzczególnychłóżkach,tak
bybeztrudumożnasiębyłonatychmiastrozeznać,który
zpacjentówpotrzebujepomocy.Wtymmomencietylkojedna
kontrolkaświeciłajasną,intensywnączerwienią.Oznaczałałóżko