Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
siętychstrzałów,jednakjeszczewiększystrachodczuwam,słysząc
przeciągłe,wypełniającecałylaswilczewycie,odktóregoażdostaję
gęsiejskórkiiprzypominamsobieopowieściKostiiowilkach,które
porywająizjadajądzieci.
Pewnegodniatato,zamiastwieczorem,zjawiasięwczesnym
rankieminiejestsam.RazemznimprzychodziwujekWasyl.Wujek
jestbardzobladyisłaby,ajegolewanogajestowiniętapasami
materiału,naktórychwidaćzaschniętąkrew.
–Wasylzostałrannywnogę–mówitatodomamy–coprawda
rananiejestgroźna,aleminiekilkadni,ażdojdziedosiebie,abaza
niejestzbytbezpiecznymmiejscem–wyjaśnia.
–Alewszałasieledwiedlanasstarczamiejsca,przecieżsam
wiesz,jakijestmały–odpowiadamama.
–Tak,wiem–potwierdzatatoidodaje,żedlawujaWasyla
zbudujemałąziemiankę.Wujekzostajeznamikilkanaściedni.Przez
kilkapierwszychgłównieleżywswojejziemiance,alepóźniejzaczyna
zniejwychodzić.Napoczątkuprzychodzeniuopierasięnagrubym
kiju,alezczasemjestonmucorazmniejpotrzebny.Wujekpodobnie
jaktatomakarabin.Gdyoddalasięodobozowiska,zawszebierze
gozsobą.Któregośrazuwujekwychodzidolasuzarazpośniadaniu
ibardzodługoniewraca.Widzę,żemamaibabciamartwiąsiętym,
żewujkatakdługoniema.Ichniepokójrośniejeszczebardziej,kiedy
chwilęprzedzmrokiemsłyszymyodległypojedynczystrzał.Tego
wieczoramamaniezapalalampynaftowejikładziemysięspać
pociemku.Wpewnejchwilisłyszymy,żektośzbliżasiędoobozu.
Naglekrokicichnąiwyraźniesłychaćprzeładowaniekarabinu.Znam
tenodgłos,botatouczyłmamęstrzelania.
–Anna,jesteśtam?–męskigłosrozbrzmiewawnocnejciszy.
–ToWasyl–odzywasięzulgąbabcia.Szybkozapalanaftową
lampęiwychodzinazewnątrz.
–Martwiłyśmysięociebie–mówidowujka.