Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spędzającczaszmoimikumplami.Czujęsiętubezpieczny,
nieskrępowanyiprzewidywalny.Rozciągamsięwygodnie
iwłożywszyręcepodtyłgłowy,wędrujęwzrokiempoobszernym
pokoju.
Klonwfoteluobokzsennąminąwyleniałegokotawyprężagrzbiet
izaczynazabawętelefonemkomórkowym–jakzawsze.Aja,jak
zawsze,przyglądamsiętemu.Robert,klęczącprzyszklanymblacie
ministolika,staranniegładzikrawędziedającegosięposłusznie
formowaćbiałegoproszku.Potemwciągagonosempoprzez
połyskującąsrebrnąrurkę,którąwciążmaprzysobie–jaktelefon,
wychudzonyportfelikluczykidoukochanegoauta.Naszespojrzenia
spotykająsię–jakzawsze.Zapóźno,żebyuciecwzrokiem.
Robertpuszczamioczkoitrzymanąwdłoniplastikowąkartą
kredytowąnaszklanymblaciestołuformujekolejnąsmukłą,białą
ścieżkę.
Leżąctakiobserwującrytuały,któreznamnapamięć,myślę
otym,jakiemamszczęście.Myślęonich,omoichkumplachinie
otym,jacysą,tylkożewogólesą,borówniedobrzemogłobyichnie
być,aniemachybanicgorszegoniżniemiećdokogootworzyćgęby
lubniewiedziećdokądpójść,kiedyniechceszlubniemożeszwrócić
dodomu.
–Patrz!–Klonniebeztruduzrywasięzfotela,podbiega
doRoberta,wieszającmusięnaszyi.
Robertzerkanawyświetlacztelefonu.
–Mateja,chceszzobaczyćDorcięzgołymtyłkiem?
–Nie!–uśmiechamsię.Nietakierzeczyuniejwidziałem.
Dorotkatospecyficznadziewczyna.Mimożerzeczywiście
zapracowałaciężkonamianodziwki,nigdytaknaniąniepowiem.Jest
trochęjakmałazziębniętadziewczynkazzapałkami,którapróbuje
ogrzaćdłonieżareminnegoczłowieka.Możepuszczaniesięzkażdym
todziwnysposóbnaszukaniemiłości?Ichoćzazwyczajboliodniego