Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Toprawda,sprzedawałemsięnieraz.Nastudiachekonomicznych,
narozmowiekwalifikacyjnejdomojejwymarzonejpracy,napierwszej
prawdziwejrandce.Nawetchwilecierpieniadzieliłemzdziewczynami.
Alebaćchciałbymsięsam.Tojedynecomizostało.Ostatnibastion
mojejintymności.
Terazzrobiękrok,atywyłączysztencholernymonitor.Zróbto!
Czuję,jakmojenogimiażdżąkażdyatompodłogi,wywołującprzy
tymciche,przenikliwedźwięki,jakbicieserca,któregoniemożesz
ukryć,tonącwramionachinnejosoby.
Blask.Światłowlałosiędokorytarza,rażącmójwzrok.Zasłaniam
oczyramieniem.Todziwne,aleniesłyszałemotwierającychsiędrzwi
gabinetu.Poprostubezszelestnieznikły.
Opuszczamramięiwidzęwyciągniętąrękęmojegoojcablokującą
midrogę.Niemamwyjścia–wchodzędogabinetu.Gdybyniefakt,
żezostałemtuprzezniegozaproszony,pewniebymgonawetnie
zauważył.Jakzawszemanasobiebiałąkoszulęiczarnespodnie,
przezcozlewasięzotoczeniemjakstaroświeckakomodaizakurzony
wiktoriańskifotel–zbytnowy,żebygowyrzucić,izbytstary,
byswobodnienanimsiadać.Oczywiściewciążwkaburzetrzyma
pistolet.Niewiedziećczemu,nigdyjejniezdejmuje,nawetgdyjest
sam.Jednakterazwidzę,żeotwierasejfwścianiezabiurkiem
iodkładabroń.
–Cześć,Mateusz.
NafoteluwdrugimkońcugabinetusiedziStefan,przyjacielojca.
Wygląda,jakbyczekał,ażmuodpowiem.Nigdytegonierobię.
Dlaczego?Botopojeb.Nawetterazsiedziwpełnymmundurze,ajest
przecieżprawiepółnoc.Nie,przepraszam,zdjąłczapkęipoluzował