Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Napewnobędzietrudniej,niżsięwydaje.—Danielklęknął
obokniego.—Jeszczejasno,aconagle,topodiable.Podejdźmy,
przyjrzyjmysię,zdecydujmynaspokojnie.
Danieldźwignąłsięzkolan,gdywtemusłyszałmetaliczny
dźwięk,jakbyktośwysuwałmieczzpochwy:sziiinnn!Podcięło
munogiipadłnatrawę.Wbokwgryzłmusiępotwornyból,gdy
sztych—trz-czaaa!—przebiłgonawylotiprzyszpiliłdoziemi.
ObrazrozmazywałsięprzedoczamiDaniela,towyostrzał,toznów
rozmazywał;pomarańczoweświatełkaprzybliżałysię,touciekały.
Szinrozsiadłsięzaparawanemkrzakównaprzeciwniego
iskrzyżowałnogi.Wjegosplecionychwkoszyczekdłoniach
podskakiwałocośżółtego.Gruby,plastelinowyrobaczek.
—Gratulacje.Przedtobąszansanaopuszczeniemiasta.Chyba
żewoliszsięwykrwawić.—Szinwyszczerzyłzęby,spoglądając
naDanielazgóry.—Dotejporyprzysyłalinamtusamepierdoły.
Niktsięnienadawał.No,alecierpliwośćpopłaca!
—Czego...chcesz?—stęknąłDaniel,czując,żezkażdąchwilą
słabnie.
—Jaktoczego?Tegosamego!Wydostaćsię.Tyle
żemypatrzymyzszerszejperspektywy.—Szinpogłaskałwymownie
żółtegorobaczkawyginającegomusięnadłoni.—Zostaniesz
zwieńczeniemnaszegoplanu?
—...
—Wystarczy,żewyniesiesznasnazewnątrz.Odniosłeśpoważną
ranę,więcmimiknajpierwskoncentrujesięnanaprawianiuuszkodzeń.
Naczasleczeniastaniesięniedoodróżnieniaodkomórekwtwoim
organizmie.Medycy,którzyprzebadającięumety,nigdysięnie
połapią.
—Ja?—Danielwysiliłsię,byspojrzećSzinowiprostowwąskie,
podstępneoczy.—To...mnie...zabije.
—Nie.Raczejwcieli.Jeślimartwiszsięoswojątożsamość,bez
obaw.SpójrznaSzina!—Wskazałnasiebiekciukiem.—Zachowuje
siędokładnietak,jakzachowywałbysiępozanami.Owszem,niejest