Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
BeniaminKoffe
BLASZAK
Brama.Brama.Śmietnik.Brama.Wyschniętytrawnik.Ławka
zpołamanymoparciem.Brama.Brama.Wyliczaniewmyślach
mijanychelementówosiedlatrochępomagało.Wprzeciwnymrazie
Florianmógłbysięzgubić,utonąćwszarościwielkiejpłyty
ispękaniachchodnika.Siedzącywoknachemeryci,rodziny
wychodzącenazakupyiinni,którzyjakonprzemierzalidrogę
zprzystankudojednejzkilkunastubramkilometrowegomrówkowca,
bylidlaniegonieodróżnialnizeswoimipłaskimi,bezbarwnymi
gębami.Niektórzymamrotali,możedoniego,możedosiebie,amoże
ottak,poprostu.Słowaniedocierały,spływającmupopłaszczu
uporczywymbuczeniem.
Uwaga!usłyszałipiłkazdzieliłagowgłowę.Świat
zawirował.PochwilioszołomionyFloriandźwignąłsięchwiejnie
zwyschniętegotrawnika.Dzieciakotwarzykolorupapierupakowego
podbiegł,podniósłpiłkęiroześmianymgłosemdopowiedziałdwa
zdania,aleFloriannicniezrozumiał.Jeślisięnieskupiał,przez
zasłonęnijakościprzebijałysiętylkogromkie,gwałtownedźwięki.
Brama.Schodki.Przewróconyśmietnik.Ułamanykrawężnik,psia
kupa(odprzedwczoraj),brama.
Zgłośnymujadaniemzpobliskiejklatkischodowejwybiegł
kudłatyszczekaczosierściprzypominającejbrudnyśniegizłapał
gozanogawkę.Florianzwolnił,alegdyujadanierozmyłosięwjego
uszachwmonotonnepiski,ruszyłdalej,zapominającouczepionym
unogipotworku.Osobaokarnacjizbliżonejdomokrejtektury,chyba
kobieta,złapałagozapłaszcz,wykrzykującparęgniewnychsłów.
Wmilczeniuskupiłsięnakolejnejławce,kolejnejbramieinic
doniegoniedotarło.Piesodczepiłsię,znudzony.
Wpobliżuswojejbramyzatrzymałsię,zaskoczony
przełamującymrutynęelementemkrajobrazu.Niezdarzałosię
tozaczęsto,nieprzytakichdawkachpołykanegocodziennienicestwa.
Blaszak.Garażzfalistejblachystałwcieniuwiatyśmietnikowej,