Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
najwięcejprzestrzeni.Kładzieramięnaoparciu
drugiegokrzesła,szerokorozstawianogi.
–Przepraszam,żetakdługototrwało.–Posyła
miuśmiech.
–Wporządku–odpowiadamcichymgłosem,patrząc
naniegoszerokootwartymioczami.Lekkoodwracam
głowę,bywidziałtęstronęmojejtwarzy,którą
pokrywająsińce.
–Niedługozawieziemyciędoszpitala.
–Niejestemranna.Chcęjechaćdodomu.
–Takiemamyprocedury.Dzwoniliśmydotwoich
rodziców,alenieodbieralitelefonu.
Wyobrażamsobietelefondzwoniącywpustymdomu
RebekiWinter.Pewnietakjestlepiej.Rodzice
dziewczynytylkobyskomplikowalisprawę.Policyjny
detektywbierzemojemilczeniezarozczarowanie.
–Niemartwsię,napewnowkrótceudasięnam
znimiskontaktować.Będąmusieliprzyjechaćtutaj
naidentyfikację.Potempojedziecierazemdodomu.
Ostatniarzecz,jakiejmiteraztrzeba,
tozdemaskowaniewobecnościpolicjantów.Moja
pewnośćsiebiesłabnie.Muszętojakośodkręcić.
–Niczegobardziejniepragnę,jakznaleźćsię
wdomu–mówięzespuszczonągłową.
–Wiem,aletoniepotrwadługo.–Zwracasię
domnietakimtonem,jakbyklepałmniepogłowie.
–Smakowało?–Patrzynapustypojemnik
pomakaronie.
–Bardzo.Wszyscysądlamnietacymili–mówię,nie
wychodzączroliprzestraszonejofiary.
Funkcjonariuszotwieraszarąteczkę.ToaktaRebeki