Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
najwięcejprzestrzeni.Kładzieramięnaoparciu
drugiegokrzesła,szerokorozstawianogi.
Przepraszam,żetakdługototrwało.Posyła
miuśmiech.
Wporządkuodpowiadamcichymgłosem,patrząc
naniegoszerokootwartymioczami.Lekkoodwracam
głowę,bywidziałstronęmojejtwarzy,którą
pokrywająsińce.
Niedługozawieziemyciędoszpitala.
Niejestemranna.Chcęjechaćdodomu.
Takiemamyprocedury.Dzwoniliśmydotwoich
rodziców,alenieodbieralitelefonu.
Wyobrażamsobietelefondzwoniącywpustymdomu
RebekiWinter.Pewnietakjestlepiej.Rodzice
dziewczynytylkobyskomplikowalisprawę.Policyjny
detektywbierzemojemilczeniezarozczarowanie.
Niemartwsię,napewnowkrótceudasięnam
znimiskontaktować.Będąmusieliprzyjechaćtutaj
naidentyfikację.Potempojedziecierazemdodomu.
Ostatniarzecz,jakiejmiteraztrzeba,
tozdemaskowaniewobecnościpolicjantów.Moja
pewnośćsiebiesłabnie.Muszętojakośodkręcić.
Niczegobardziejniepragnę,jakznaleźćsię
wdomumówięzespuszczonągłową.
Wiem,aletoniepotrwadługo.Zwracasię
domnietakimtonem,jakbyklepałmniepogłowie.
Smakowało?Patrzynapustypojemnik
pomakaronie.
Bardzo.Wszyscydlamnietacymilimówię,nie
wychodzączroliprzestraszonejofiary.
Funkcjonariuszotwieraszarątecz.ToaktaRebeki