Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Podniosłamlewąpowiekętylkopoto,byprzezokno
pokojuzobaczyćbłękitniebapooranybiałymiobłoka-
mi.
Totakieirytujące!rzuciłamsamadosiebieina-
tychmiastnakryłamgłowękocem.Nielubiętakichdni:
pogodnychijasnych,podczasgdyjamamproblemy.
Światwoła:życiejestpiękne!ajabłkomegosercadrą-
żyrobakwyrzutówsumienia.Czujęsięwtedyjakkupa
gnojuwoborze...
Wtemrozległosiępukaniedodrzwi.TobyłMarek.
Rzuciłamokiemnazegarekstojącyzaszybąbibliotecz-
ki,była9.55.
Jużwstaję!krzyknęłam.
Drzwisięotworzyły.
Dzieńdobry,słoneczko!tojednakniebyłMarek.
Mogęwejść?
Zanimzdążyłamodpowiedzieć,ciociaMarysia
wtargnęładopokoju,gwałtowniezamykajączasobą
drzwi.
Skarbeczku,spałaśwubraniu?...Cosiędzieje?...
GdzieMarek?...jakzwyklewyrzucałazsiebiesłowa
zogromnąprędkością.
Niemagousiebie?zdziwiłamsię.
Nie.Dajsięciotceuściskać!szybkozmieniłate-
mat.Przedjejduszeniemniemaratunku.Jestgrubo
poczterdziestce,anadalubierasięjakzbuntowanana-
stolatka.Wciążprzytympowtarza,żeczasystudenckie
byłynajlepszymiwjejżyciu.Nieznaczyłoto,żeprzed
sobąniemakolejnychwspaniałychlat,cozawszedo-
bitniepodkreślała.Pewniedlategozostałanauniwer-
sytecie.
18