Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
normalnie–burknąłemibeznajmniejszegożaluodsunąłemjejdłonie
odmojegorozporka.Pomyślałemostanie,wktórymsięznajdowałem.
–Dobranoc.
Zignorowałempółnagąlaskę,któraproponowałamiszybki,
niezobowiązującyidobryseks,apotemzamknąłemzasobądrzwi
odśrodka.Wnormalnychwarunkachnapewnobymnieodmówił,ale
jużresztkąsiłsłaniałemsięnanogach.Wybrałanajgorszymożliwy
moment.Odrazupadłemnakanapęwsalonieizasnąłem,zanim
dobrzeułożyłemgłowęnapoduszce.
***
Znacietouczucie,gdywwaszymśniedzwonitelefon,aleniemożecie
goodebrać,botaknaprawdętoniejestsen?Nienawidzętegobardziej
niżsamegodiabła,bozazwyczajtooznaczakłopoty,wktóreznowu
sięwładowałem.Niewiem,jakajesttutajzależnośćprzyczynowo-
skutkowa,ale,kurwa,zakażdymrazemtakisenprzepowiadałjakiś
pieprzonydramat.Otworzyłemjednookoichwyciłempoleżącego
nastolikusamsunga.Początkowozdziwiłomnieimiękierowcy,
zktórympracowałem.Przezchwilęprzytrzymałempalecnad
czerwonąsłuchawką,alegdyślimaczymtempemdotarłodomnie,
którajestgodzina,wyskoczyłemzłóżkajakpoparzonyiodebrałem.
–Japierdolę!Schodzę!–krzyknąłem,rozglądającsięzaswoimi
rzeczami.
–No–burknąłMaciekiprzerwałpołączenie.
Pobiegłemdołazienki,omalniewywracającsiępopotknięciu
onieschowanepranie.Zrzuciłemubraniaiwskoczyłempodzimny
prysznic.Wciągupięciuminutumyłemsięcały,łączniezzębami,
iubranywgarniturzbiegłemnadół,gdziekolegasiedziałwczarnym
bmwizapewneznowugrałwgręzdinozauraminatelefonie.
–Nawetdobryczas–powiedział,niepodnoszącgłowy.Ten
człowiekmiałdomnieanielskącierpliwość.Znaczniewiększą,niż