Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wywoływaczczytałdalej,jakbymiałnasobiepancerz,októry
rozbijałysięwszelkiepodobnegorodzajuobjawy.
„Wyłączenizostająodpowyższegoprzepisu,wszyscyktórzyokażą
znaktożsamości,lubktórzylistamiimandatamiwyraźniesąpowołani.
„DanwpałacuprewotamiastaParyża,zawyraźnymrozkazemJego
królewskiejmościdnia26-gopaździernikarokupańskiego1585-go.”
„Trąby,zabrzmijcie!”
Trąbynatychmiastozwałysięchrapliwymtonem.
Zaledwiewywoływaczumilkł,wnetpozaszeregiemszwajcarów
iżołnierzy,tłumyzaczęływićsięjakwąż,cowzdymaiskupia
pierścienie,swoje.
—Cotoznaczy?...—pytalisięwzajem—najspokojniejsi.
Zapewneznowujakispisek!
—O!ho!zapewneabynasniewpuścićdomiasta,chwyconosię
tegośrodka—pocichurzekłdotowarzyszaswojegojezdny,którytak
cierpliwiezniósłodpowiedzigaskończyka—szwajcarowie,
wywoływacz,rygleitrąby,wszystkotodlanas,inahonortomię
dumnymczyni.
—Nabok!nabok!...—wołałoficer,dowodzącyoddziałem
—dostupiorunów!widzicieprzecież,żezawadzacietym,którzymają
prawobramęprzebyć.
—Krwibozka!jaznamkogoś,ktojąprzebędzie,choćby
muwszyscymieszkańcyzcałejkuliziemskiejzawadzali—rzekł
rozpierającsięłokciamiówgaskończyk,któregoodpowiedzipodziwiał
RobertBriquet.
Iwrzeczysamej,zachwilęstanąłwpośrodkupróżni,którą
szwajcarowieutworzylipomiędzydwomaszeregamiwidzów.
Łatwodomyślećsię,żewszystkiespojrzeniaspiesznieiciekawie
padłynaosobę,którejtymsposobemsłużyłprzywilejwejścia
domiasta,podczasgdyinnizewnątrzpozostaćmusieli.
Leczgaskończykprawieniezważałnatakzazdrosnespojrzenia;
dumnieująłsiępodboki,awszystkiemuskułyjegociałanibyliny
nakorbęnawinięte,wyjrzałymuzpodlichegozielonegokaftana.
Sucheikościstejegopięści,wysunęłysięnatrzycale
zposzarpanychrękawów;wzrokjegobyłpogodnyijasny,włosymiał
żółteikędzierzawe,bądźznatury,bądźprzypadkowo,gdyżkurz
przynajmniejwdziesiątejczęściprzyczyniłsiędotakiejichbarwy.
Jegodługieizwinnenogiosadzonebyłynanerwowychisuchych
jakukozłagoleniach.
Najednejręce,lecztylkonajednej,miałskórzanąwyszywaną