Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zastanawiałasięchwilę.
—Właściwie…Geny?Comiałaśnamyśli…?
—Zastygła,bodotarływkońcudoniejmojesłowa.
—Rzeczywiście…Terazsobieprzypominam…Powiedział,
żebędziecierazemwychowywaćdziecko.
—Ibędziemy.Mojedziecko.
Myślałam,żeAnniepotychsłowachtrochęulży,ale
stałosięodwrotnie.Pozimnejirytacjijużwprawdzienie
byłośladu,alemojewyznaniejąprzygnębiło.
—Niekochałmnieaniprzezchwilę.Myślałam,żenie
potrafi.Aonpotrafi.Itojak!
Byłazadziwiającoszczera.Pozwoliłamjejtoprzetrawić.
—Zjedząwastużywcem—rzuciławkońcujuż
zupełnieinnym,przyjaźniejszymtonem.—Cioteczne
rodzeństwo,dzieckoniewiadomoczyje,wdodatkujuż
wdrodze.Niebrakciodwagi.Jemu,odziwo,też.Zawsze
uważałamgozacholernegostrusia,którypotrafitylko
chowaćgłowęwpiasek.Onzresztątęswojągłówkę
chowałbabcepodspódnicę.Botakbyłomuwygodniej.
Atuproszę!Odmiana.Tylkoczynazawsze?—Ciągle
jeszczeniemogłasobiedarowaćchęciranieniamnie.
—Żebyśsięnieobudziłapewnegodniazestrusiemprzy
boku.Jesteśnatoprzygotowana?
—Nieiniezamierzambyć.ChoćjakPawełbędzietego
chwilowopotrzebował,topozwolęmusięschować.Każdy
możemiećgorszyczas.
—Tosiętylkotakmówi.Apotemzdnianadzieńcoraz
bardziejsiępogardza.
—Umiembyćsama.Onjużteżtopotrafi.Obojeznamy
swojąwartośćisiłę.Narazietojachowamsięwjego
ramionach.Jestemstrusiemzwielkimjajemwśrodku.
Byłaśwciąży,towiesz,jaktojest.
—Właściwieniemusiałaśmimówić,żetoniejego.
—Niemusiałam.Mamzresztąnadzieję,żezachowasz
tonaraziedlasiebie.
—Alewychybateraznie…—urwała.
—Przepraszam…—Kręciłagłowąnadtąswoją
ciekawością,wcześniejszymgniewemiwszystkimi
innymiemocjami,któresięwniejnarodziły.