Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nigdyniebyłojejzesobąnajlepiej,nieczułasiędobrzewswojej
skórze,nieodnajdywałasięwtymskomplikowanymświecie,ale
dziś…dziśtegowszystkiegobyłopoprostuzadużo.
Zasobąsłyszałatrzeszczeniełamiącychsiękonarów,trzepotanie
gałęzi,zktórychopadałyostatnieliście,iwycie,straszliwewycie
wiatru,którycierpiałrazemznią.Czułaswójból,jegoból,
ajednocześnieuciekałaodniegojaknajdalej.Wiatrmuskałjej
policzki,rozwiewałwłosy,próbowałjąukoić,utulić,alenieobjęć
powietrzaszukała.
Byłojednakzapóźno,zapóźno,byudawać,żenicsięniestało,
zapóźno,byzamieśćwszystkopoddywan.Majkapopełniłabłąd,
ogromny,nieodwracalny.Zaryzykowałaistraciławszystko.
Zostałjejtylkotenniechcianywiatr.
*
Zaczęłosięodnagłegopodmuchuwiatru.Zawiałtakmocno,
żewyrwałŻanecieWawrzyniakwypełnionysłodyczamiwózek
nakółkachipchnąłgowgłąbparkingu.
TowarzyszącapraktykantcewzakupachSabinaPiechotawydała
zsiebieokrzykrozpaczy–pierwszy,jakiŻaneciezdarzyłosięsłyszeć
zjejust–irzuciłasięzazakupami,całymciałemblokującucieczkę
słodyczy.Zatrzymaławózek,zanimkolejnypodmuchzdążyłzmieść
czterdzieścipaczekpierniczkówpodkołaruszającegoauta.
Wawrzyniakjużmiałajejpomóczaciągnąćcałytenładunekdoich
samochodu,alezamarłanagle,bokolejnypodmuchprzyniósłzsobą
cośjeszcze.Uderzyłjąwtwarz,woczy,uszy,zawibrowałwniej
całej,wtejczęści,którabyłaludzka,iwtej,którapamiętałazewlasu.
–Toniejestnormalnywiatr–powiedziała,ściszającgłos,żeby
usłyszałajątylkoPiechota.–Drzewa…krzyczą.Bojąsię.Jakby
zbliżałsiędrapieżnik,aoneniemogłyuciec…
Sabina,któraprzykrywałakoszykwłasnymciałem,żebynie
wywiałozniegoopakowańzpierniczkami,wyprostowałasię
gwałtownie.Tylkonachwilę,bozarazrzuciłasiępodtrzymywaćswoje
skarby,niczymchciwasmoczyca.
–Brzozowska–stwierdziłazirytacją,wypluwającpasmoczarnych
włosów,którewiatrwepchnąłjejdoust.–Niechtoszlag,Brzozowska
makryzys,amniewywiewapierniczki!
–Ta,cochodzidoPiotrawewtorkinaterapię?–Żaneta
zmarszczyłabrwi,próbującsobieprzypomniećklientkę.Nazwisko