Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zatrzytygodnie.Chybażeczegośmizabraknie.
SpojrzałanaszczytBabiejGóry.Ostatnionielubiłajejopuszczać.
Czułasiętubezpiecznie,wjejcieniu,podjejmagicznąochroną,
wktórącorazbardziejwierzyła.Uciechazatrzymałwprogu
iwyciągnąłprzedsiebiedłoń.
Nośto,sikorecko.Ksyzykniespodzianycięłochroni.
Niepodobałsięjejpomysłchodzeniazkrzyżykiem,który
większośćludziwzięłabyzaswastykę.Dlagóralibyłtojednakamulet
chroniącyprzedwszelkimzłem.Dlaświętegospokojuwzięła
oddziadkakrzyżykwytłoczonynametalowejzapinceischowała
godokieszeni.
Wsiadładonagrzanegosamochoduiotworzyłaoknapoobu
stronach.Pomyślała,żetobędziedługadroga.Staregopassatakombi
załadowałapodsufitsprzętemimateriałamibudowlanymi,nadkola
niemaltarłyooponyzobciążenia.
Ataknaciebienarzekałam,staruszku,atuproszę,nareszcietwój
wielkibagażniksięnacośprzydał.
Mijałaznajomedomyidrzewa.Podrodzezatrzymałasię
wMakowiePodhalańskim.Chciałaostatnirazzjeśćulubionelody
naurokliwymryneczku.Przyglądałasięprzechodniomspacerującym
podmarkizamimałychsklepików,wktórychwodróżnieniu
odwielkichmarketówwciążmożnabyłouciąćsobiepogawędkę
zesprzedawcą.TrochębałasięwyjazdudoMysłowic,ale
równocześnieniemogłasiędoczekaćefektówremontumieszkania
pociotce.Sięgnęłapotelefonwibrującywtorbie.
Hej,Marcin.Cojest?ZłapałeśmniewdrodzedoMysłowic.
Cześć,Basiu.Zbierałemsiędwadni,żebydociebiezadzwonić.
Bardzocięprzepraszam,żetakgłupiowyszło.Wsłuchawcezawisła