Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Praktycznieczuję,jakemanujezemnienagromadzonaenergia
iagresja,awrazzniąulatujesamokontrola.Atoakuratniemoże
midzisiajprzeszkodzićwgrze.
Wkońcusędziarzucakrążek,ajasunęwjegostronę,pamiętając
naszezagrywkiztreningu.Obokmniekręcisięnumertrzydziesty
siódmyzRenegadesikątemokadostrzegamjegobiałąbluzę.
Spodziewałemsiętego.Obelgi,jakimimnieobrzuca,nietylko
przekraczajągranicestandardowegoobrażania,alewdodatkukoleś,
któregowzeszłymsezonieprzewróciłem,tojegonajlepszyprzyjaciel.
Ups.
StaramsięunikaćbezpośredniegokontaktuwzrokowegozIlyą
Adrikiem,bojeszczemógłbymzamienićsięwkamień.
–Anderson!–Zpowoduochraniaczanazębylekkosepleni.
Ignorujęgo,aleonprzekrzykująchałas,woła:
–Jakciminęłyświęta,stary?
Przygryzamwnętrzepoliczkówtakmocno,żeniemalkrwawię.
–Miłoi…spokojnie?Takjaklubisz?
Przechylamgłowęwprawoilewo,przezcostrzelamiwszyi.
–Amożeodwiedziłeśtatę?–pytaiśmiejesiędrwiąco.
Mojeresztkisamokontroliwjednejsekundziesięrozsypują,tosamo
zachwilęstaniesięzjegotwarzą.