Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Odchodzibezchoćbyspojrzeniawmojąstronęczyuśmiechu.Ale
odezwałsiędomnie,anawetzażartował.
Choćjestembiedniejszaodwadolary,odjeżdżam,czującsiętak,
jakbymjewygrała.
KiepskowyglądaszstwierdzaRonda,mojawspółpracownica,
kiedysiadamciężkonakrześlewmaleńkimpomieszczeniusocjalnym.
Dochodzitrzeciaiwkońcumamczasnazjedzenielunchu.Nie
masensu,abypielęgniarkinaOIOM-iemiałydużypokójsocjalny,
skoroitakprawiewogóleniemamyprzerw.
PatrzęnaRondę,ubranąwtakisamciemnoniebieskistrójjakja.
Wjejciemnychoczach,którezdająsięlśnićniczymgwiazdy,widać
niepokójwymieszanyznutkąhumoru.Choćmadwadzieścialatwięcej
niżja,jestmojąnajbliższąprzyjaciółkątutaj,wWaszyngtonie.
Posyłamjejbladyuśmiech,zbytzmęczonanacięteriposty.
Zakładazauchosiwylok,którywysunąłsięzgładkiegokoczka.
Wysypiaszsię?
Jestempielęgniarką.Niepotrzebujęsnu!rzucamdrwiąco.
Sznurujeusta,niedającsięzwieśćmojemusarkazmowi.
Akiedyporazostatniwyszłaśzdomuwceluinnymniżpraca?
Wbijamwzrokwburyszpitalnysufit,kalkulującwmyślach,ile
czasuminęło,odkądporządniesięwyspałamalbospotkałam
zprzyjaciółmi.
Acozrandkami?GłosRondyprzebijasięprzezmojemyśli.
Kiedyporazostatnijakiśmężczyznazabrałciędołóżka,co?
Ronda!
Wstajęzkrzesłaiprzykładamrękędoklatkipiersiowej.
Wzdychaciężko.Wiemjednak,żesięomniemartwi.IoNoaha.